Gothic Kabbalah
Fani zespołu przywykli już chyba do tego, że na albumy Therion trzeba czekać jakiś okres czasu w odróżnieniu od chociażby Vadera, który częstować zwykł ludzi jednolitą papką nawet co pół roku (wliczając single). I tak to już jest, że z reguły im dłużej zespół pracuje nad materiałem tym lepszy jest tego efekt, nie wspominając o tym, że długie oczekiwanie sprawia, iż album "smakuje" później lepiej. Tak też jest z najnowszym dziełem zespołu, albumem "Gothic Kabbalah"...
Pierwsze kilka utworów i pierwsze zaskoczenie. Bestia straciła pazurki! Najnowsza płyta Szwedów to płyta wyważona, utrzymana w spokojnym tonie podobnym troszeczkę do "Deggial", aczkolwiek w odróżnieniu od niego i późniejszych płytek, "GK" nie posiada takiego rozmachu i patetyczności, orkiestr czy też monumentalnych chórów, które przecież przyciągnęły do zespołu wielu fanów. Jeśli ktoś spodziewał się takowych elementów, mocno się rozczaruje. Rozczarują się również ci, którzy mieli nadzieję, że jakiś ostry, metalowy pazur rozora im twarz pozostawiając głębokie bruzdy. "Gothic Kabbalah" to płyta bardzo melodyjna przesiąknięta po prostu bardziej rockiem niźli metalem, płyta na której znajdziemy kojące uszy delikatne wokale żeńskie, spokojny śpiew Levena i zaproszonego na sesję Snowy'ego Shawa (wokal w Notre Damme, instrumenty w King Diamond), który niejednokrotnie czaruje na wpół śpiewającym na wpół mówionym głosem. Dźwięki wydawane przez giatry zdają się płynąć po spokojnych wodach, czasami jedynie podobne są do łódki drapiżenie przedzierającej się przez wzburzone fale - ale nawet ta walka z żywiołem pełna jest z jej strony gracji i boskiego polotu. Można usłyszeć melodyjny, folkowy dźwięk fletu pojawiający się tu i tam, jak zwykle fenomenalne solówki Kristiana Niemanna, a niektóre partie na klawiszach (nomen omen bardzo ważnego instrumentu na płycie) wykonuje nie kto inny jak Hensley znany z czasów gdy Uriah Heep święciło swoje największe sukcesy. Teksty pisał, jak zwykle Thomas Karlsson, a historia zamieszczona na drugim w dyskografii Bestyji koncept albumie kręci się wokół Johannesa Bureusa, szwedzkiego mistyka który miał swego czasu (w 1613) usłyszeć głos samego Boga. Świadomy wybór Johnssona aby muzykę uczynić łagodną nadaje warstwie lirycznej mistyczny i pełen tajemnicy klimat, który powoli i stopniowo wprowadza nas w świat średniowiecznych mitów i historyj, może nie mrocznych i krwawych, ale po prostu w uniwersum ciekawych i bardzo interesujących zagadnień.
Skąd taka zmiana w warstwie muzycznej? Ano patrząc już w książeczkę można zauważyć, że nazwisko Johnsson widnieje tylko przy pięciu utworach! Oczywiście Chris czuwał nad wszystkim; tu coś dodał, tu coś ujął, ale lwią częśc pracy wykonała po prostu reszta kapeli. Z płyty na płytę widać, iż Therion to już nie sam maestro Johnsson jak to przez pewien czas było w przeszłości, ale zgrany kolektyw kilku ludzi współpracujących ze sobą, ludzi którzy dobrze się rozumieją i nawzajem uzupełniają. Jakby nie patrzeć, "Gothic Kabbalah" - u każdego kto zetknął się z Therionem - musi wywołać zdziwienie, ale przecież Bestyja przyzwyczaiła nad do zmian i do tego, iż nie zżera własnego ogona nagrywając jedno i to samo. Znając wielu ludzi, którzy przesłuchali GK zauważyłem ciekawą, powtarzającą się permanentnie reakcję - zdziwienie, po którym następuje rozczarowanie znikające jednakże po kilkakrotnym przesłuchaniu krążków, zdziwienie zamieniające się zazwyczaj w ekscytację oraz pozytywne wrażenie. Skąd taka prawidłowość? A stąd, iż podświadomie każdy spodziewał się orkiestry i chórów natomiast w swoje łapska dostał coś diametralnie innego. Mimo jednak, iż konstrukcja utworów jest z początku raczej prosta, to rozwija się ona i komplikuje z utworu na utwór - można zauważyć jak wszystko wbrew pozorom jest doskonale skonstruowane i jak wszystko do siebie pasuje, a co ważniejsze, że całość posiada duszę i ten swój czarujący, magiczny klimat. Jeśli ktoś nastawi się na "GK" jako na coś nowego, coś czego u Therion jeszcze nie było, powinien szybciej docenić piękno jego nowego dziecięcia, które de facto przeznaczone jest dla ludzi otwartych na nowe rzeczy i ciekawych eksperymentów muzycznych. Zresztą, chyba wszystkie płyty Szwedów przeznaczone są dla tego typu ludzi...
Podsumowując - Bestia może i schowała pazurki, ale ten złowróżbny błysk w oku pozostał. Muzyka nie jest popowa, teksty nie traktują o chmurkach i kwiatkach, a i łbem można pomachać. Pozostaje tylko wrzucić GK do odtwarzacza i przez jakieś dwa lata cieszyć nią czekając na następny album - tak, Chris mówił mi, iż przez najbliższy rok będzie się obijał, a tworzyć coś zacznie w 2008 roku (i skończy pewnie w '09), ale spodziewać należy się czegoś niezwykłego, płyty do której wprowadzeniem jest ostatni kawałek na GK, Adulruna Redivia - epickie, skomplikowane dzieło, jakże nieodparcie kojarzące się z Via Nocturną.
Tak więc oto drodzy fani, zostawiam was sam na sam w objęciach "Gothic Kabbalah" - jej ramiona oplotą was tak, jak jeszcze nie uczyniła tego żadna inna płyta zespołu...
on November 19 2010 01:33:16