Users Online
Guests Online: 12

Members Online: 0

Total Members: 273
Newest Member: logomines
Login
Username

Password



Not a member yet?
Click here to register.

Forgotten your password?
Request a new one here.
Last Fm
Wywiad dla Interii - grudzień 2002 Posted by Thor on August 14 2007
TWORZENIE MUZYKI JEST JAK ZARAZA

 

Piętnaście lat na metalowej scenie, kilkanaście wydawnictw, wypracowanie wyjątkowego stylu, wielki szacunek i sympatia ze strony fanów. Tym może pochwalić się szwedzka grupa Therion. Po wydaniu w 2001 roku płyty "Secret Of The Runes" zespół wyruszył na światowe tournee, podczas którego zaprezentował się również na kilku koncertach w Polsce. Następstwem tej podróży po świecie jest pierwszy w historii Therion album koncertowy, zatytułowany "Live In Midgard" wydany jesienią 2002 roku.
Taki jubileusz to dobry moment na podsumowanie, które najlepiej zrobi mózg grupy, Christofer Johnsson. O swoim zespole może mówić bez końca i zawsze robi to chętnie. Z równie wielką chęcią przedstawia swoje opinie na tematy społeczno-polityczne. Z liderem Therion rozmawiał Lesław Dutkowski.


Lesław Dutkowski: Po wydaniu płyty "Secret Of The Runes" powiedziałeś nam, że nie jesteś pewny, czy dobrym posunięciem byłoby wydanie albumu koncertowego. Co sprawiło, że jednak się na to zdecydowałeś?

Christofer Johnsson:
Chyba spowodował to czas. Mieliśmy już od dość dawna plany dotyczące wydania płyty koncertowej. Myśleliśmy o tym także po wydaniu albumu "Vovin", ale nie udało nam si. Wiele razy rozmawiałem z fanami, którzy mówili mi, że bardzo by chcieli, abyśmy wydali taką płytę i sądzę, że teraz będą zadowoleni.

A czy ty jesteś zadowolony z "Live In Midgard"? Wiem, że nie musieliście robić poprawek w studiu.

Musieliśmy, ale było ich naprawdę bardzo niewiele i w 95. procentach jest to materiał na żywo. Nie robiliśmy jednak tego w sposób, w jaki robią to inni wykonawcy. Było jednak kilka błędów na koncertach, kilka wpadek technicznych związanych ze sprzętem. Zostawiliśmy jednak kilka pomyłek, bo to w końcu ma być materiał z koncertu, a nie ze studia. Jestem dość zadowolony z końcowego efektu.
Sam nie jestem wielkim fanem płyt koncertowych, ponieważ większość z nich jest do niczego. Jednym z wyjątków jest na przykład "Live After Death" Iron Maiden. Typową płytą koncertową, której nie lubię, jest "Live Insurection" Halford, bo jest to typowy przykład albumu, który był masowo poprawiany w studiu. Ja lubię muzykę Halford, jestem też wielkim fanem Judas Priest, dlatego nie mogę zrozumieć, po co wydali płytę studyjną z dogranymi oklaskami.

Powiedz mi, czy były jakieś trudne momenty na trasie i jakieś niespodzianki?

Naprawdę ciężka była trasa po Meksyku i Ameryce Południowej, ponieważ musieliśmy pokonywać duże odległości. Kończyliśmy czasem koncert późno w nocy, a bladym świtem, na przykład o piątej rano, musieliśmy się zameldować na lotnisku. Spaliśmy mniej więcej po trzy godziny. W porządku, jeśli coś takiego zdarza się tylko raz, ale spróbuj sobie wyobrazić robienie czegoś takiego przez dwa tygodnie. Szczególnie było to uciążliwe dla naszego perkusisty, bo nie dość, że nasz koncert trwał dwie godziny i dwadzieścia minut, to jeszcze trzeba było przypilnować, aby złożono cały sprzęt. Uwierz mi, iż było to nieprawdopodobnie wyczerpujące. Dla mnie było ciężkie także z tego powodu, że jestem wegetarianinem. Trudno było załatwić odpowiednie posiłki nawet w samolotach. Zarezerwowaliśmy naprawdę drogie bilety, a lataliśmy chyba z siedemnaście razy, i za każdym razem wcześniej dzwoniliśmy i pytaliśmy, czy nie będzie problemu z wegetariańskimi posiłkami. Oczywiście odpowiedź brzmiała: Si senor, no problemo. Jeszcze rankiem, przed samym wylotem, dzwoniliśmy i pytaliśmy, a odpowiedź była oczywiście taka, że nie mamy się o co martwić. Po czym wsiadaliśmy do samolotu i okazywało się, że nie mają wegetariańskiego jedzenia. Wszystko pod tym względem było popieprzone. Wróciliśmy do Europy krańcowo wyczerpani. Reakcje fanów były jednak niesamowite, tłumy na koncertach i witające nas na lotniskach, jak na przykład w Meksyku. W Kolumbii z lotniska do hotelu musieli nas eskortować żołnierze. Do czegoś takiego nie jesteśmy przyzwyczajeni, bo w Europie raczej nas to nie spotyka. Cały czas mieliśmy goryli.


Czyli Therion jest niesamowicie popularny w Ameryce Południowej?

O tak i chcieliśmy, żeby to było udokumentowane na albumie koncertowym. Poza tym zmienialiśmy tam listę utworów na kolejnych koncertach. Na przykład w Kolumbii, gdzie tłum fanów pod sceną był chyba największy. W Europie zdarza nam się grać w większych salach, ale również i mniejszych, takich, do których wchodzi około 500 osób. Na płycie słychać to, że graliśmy w miejscach o różnej pojemności, bo masz na przykład fragmenty z Budapesztu i Hamburga, gdzie graliśmy w mniejszych miejscach. Chcieliśmy, aby fani mieli pełny przekrój tego, jak prezentowaliśmy się przed różną pod względem liczby publicznością.

Musieliście chyba zrobić sobie długą przerwę po tej południowoamerykańskiej trasie?

Akurat. Zaraz z Meksyku polecieliśmy na kilka koncertów do Szwecji, a niedługo potem wyruszyliśmy na koncerty po Europie.

Podczas tej trasy mieliśmy okazję oglądać was w Polsce. Jak wspominasz te koncerty?

U was zazwyczaj gramy w klubach średniej wielkości, w których zazwyczaj nie ma odpowiedniego sprzętu. I nie jest to problem tylko w twoim kraju, tak dzieje się w całej Europie. W dużych halach zwykle jest lepszy sprzęt odsłuchowy. Dla nas jest to bardzo ważne. Kluby zaś nie wydają pieniędzy na taki dość drogi sprzęt. Jeżeli planujesz nagranie płyty koncertowej grając w takich miejscach, musisz mieć dobry sprzęt. Z tego też powodu na płycie nie znalazły się fragmenty z wielu miejsc, w których graliśmy i gdzie mieliśmy znakomite przyjęcie. Były takie miejsca, w których nasz koncert był świetny i powinniśmy byli je nagrać, a nie nagraliśmy. Na przykład występ w Paryżu. Graliśmy tam w poniedziałek i myśleliśmy, że pojawi się co najwyżej 400 zmęczonych Francuzów, a przyszło 600 osób i na widowni było szaleństwo, takie jak w Polsce. U was takie przyjęcie koncertu Therion to sprawa normalna, ale tam nie. Gdyby technicznie było to możliwe, fragment z Paryża na pewno znalazłby się na "Live In Midgard".

Wiem, że planujecie wydać także DVD z tej trasy. Znasz już może jakieś szczegóły?

DVD ukaże się dużo później, w 2003 roku. Znajdzie się na nim materiał z trochę innych koncertów z tej trasy, z festiwalu Wacken, a także z Litwy. Pierwszy raz, gdy graliśmy na Litwie, było w porządku, przyszło około tysiąca osób. Za drugim razem graliśmy chyba na jakimś lodowisku i przyszło 2800 ludzi, co na Europę jest rzeczą rzadko spotykaną, jeśli chodzi o koncerty Therion. Na szczęście mieliśmy ze sobą kamerę i sfilmowaliśmy cały ten koncert. Niestety, większość zapisu jest marnej jakości, ale kilka kawałków, które mają jakość dobrego bootlegu, wykorzystamy jako bonus na DVD. Kaseta VHS także się ukaże, ale te fragmenty z Litwy będą dostępne tylko na DVD. Będzie też coś z imprezy z okazji 10-lecia zespołu, teledyski, które za często nie były pokazywane, a niektóre w ogóle. Zbierzemy to wszystko do kupy, dodamy zdjęcia zza sceny i tym podobne rzeczy. Cały czas jeszcze nad tym pracujemy.

Wiadomo, że Sami Karpinen nie jest już członkiem Therion i został zastąpiony przez Rickarda. Dlaczego tak się stało?

Sami pod koniec trasy stracił motywację. Usiedliśmy i porozmawialiśmy poważnie. Powiedzieliśmy sobie, że skoro stracił motywację, może lepiej będzie, jeśli zrezygnuje z grania z nami. Wolał być w domu i zapewnił, że będzie do dyspozycji za każdym razem, jeśli będziemy coś robić w studiu. Znaleźliśmy więc Rickarda, który jest naszym fanem, a poza tym równie dobrym perkusistą. Wszystko odbyło się gładko, bez żadnych tarć i w przyjacielskiej atmosferze. Sami nawet pomagał nam podczas koncertów letnich jako techniczny i wykonał wspaniałą pracę. Cały czas jesteśmy przyjaciółmi i na pewno będziemy razem pracować, bo jesteśmy współwłaścicielami studia. Na pewno było to najlepsze rozwiązanie dla obu stron, w każdym razie na obecną chwilę. Jestem w stanie go zrozumieć. Wspominałem ci o trasie po Ameryce Południowej, podczas której Sami musiał grać i pełnić obowiązki technicznego. Pracował po 13 godzin na dobę. Dla niego to było piekło.

Christofer, w 2002 roku minęła 15. rocznica Therion. Co osobiście uważasz za największy sukces, a co za porażkę?

Sukces z punktu widzenia ilości sprzedaży płyt, to na pewno album "Vovin". Sprzedawał się niesamowicie i wciąż się sprzedaje. Sam nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Jeśli rozpatrywać sukces w sensie artystycznym, to chyba będzie to płyta "Theli", ponieważ dzięki niej pozyskaliśmy ogromną publiczność, a to z kolei pozwoliło nam mieć większe budżety na nagrywanie następnych płyt. Gdyby z tym albumem nam nie wyszło, sądzę, że Therion zakończyłby działalność.
Porażką, jeśli to można tak określić, było to całe zamieszanie z wytwórniami na początku naszej działalności. Trzy płyty, każda z innym kontraktem. Była z tym masa problemów. Gdybym mógł cofnąć czas, po pierwszej płycie od razu podpisałbym kontrakt z Nuclear Blast.


Czy płytę "Theli" uważasz również za punkt zwrotny w karierze Therion?

Raczej tak. Od tej pory mieliśmy na nagrywanie znacznie więcej pieniędzy, a dla nas było to bardzo ważne. Kiedy nagrywaliśmy ten album, myśleliśmy, iż będzie to nasze pożegnalne dzieło. Wcześniejsze płyty były różnie przyjmowane, uzyskiwały oceny od najniższych do najwyższych, ale najważniejsze było to, iż nie udawało nam się zdobyć wielkiej publiczności. Myśleliśmy wówczas: Ludzie nie kupują płyty, bo nie jest ona wystarczająco dziwna. Zrobimy więc jeszcze dziwniejszą i wtedy ją kupią. Nagle okazywało się, że gó**o z tego wyszło i nie sprzedaliśmy więcej. Poza tym zawsze mieliśmy problemy, aby zorganizowano nam trasę koncertową. Nagle stało się tak, że odbywaliśmy trzy trasy po wydaniu jednej płyty i niemal każdy chciał nam zorganizować koncerty. Kiedy przystępowaliśmy do nagrywania "Vovin", nie istniało już coś takiego, jak problemy finansowe. Patrząc w ten sposób "Theli" rzeczywiście było przełomową płytą. Jednak z artystycznego punktu widzenia, mojego osobistego, najbardziej podoba mi się album "Secret Of The Runes".

Wiem, że jednym z twoich marzeń jest napisanie opery na podstawie "Mistrza i Małgorzaty". Zrobiłeś już może coś w kierunku jego realizacji?

W zasadzie już zacząłem pisać operę, ale libretto będzie oparte na innej książce. Bardzo inspiruje mnie dzieło Prokofiewa "Ognisty anioł". To bardzo bluźniercza opera. W ogóle bardzo lubię jego muzykę, ale ta mnie szczególnie urzekła. Poszedłem nawet do opery w Sztokholmie, żeby ją obejrzeć. Mój przyjaciel namówił mnie, abym to zrobił. Wyszedłem stamtąd kompletnie oniemiały, bo to było coś niesamowitego. Zainspirowało mnie to do zrobienia czegoś w tym kierunku i chcę to pomieszać jeszcze z moimi inspiracjami muzyką Ryszarda Wagnera.

Jest szansa, że skończysz to libretto w najbliższej przyszłości?

Tego nigdy nie da się powiedzieć w przypadku takich form. Czasami zabiera to lata i nie da się nic przyśpieszyć.

Wiem, że jednym z twoich ostatnich odkryć jest muzyka Karola Szymanowskiego. Czy z niej też czerpiesz inspiracje?

Nie. Lubię jej słuchać, ale nie inspiruje mnie ona do komponowania. Jest wielu kompozytorów klasycznych, których słucham, lecz zaledwie kilku mnie inspiruje. Powiedziałbym, że Ryszard Wagner jest tym, który inspiruje mnie najbardziej. Jeśli wziąć pod uwagę libretto, to mógłbym jeszcze dodać Prokofiewa, ale z punktu widzenia samej muzyki to tylko Wagner. Ryszard Strauss też jest moim wielkim faworytem, ale nie powiedziałbym, iż on mnie inspiruje, aczkolwiek uwielbiam słuchać to, co stworzył.

Pracujesz więc nad libretto, ale czy masz czas na komponowanie nowych utworów na następcę "Secret Of The Runes"?

Pewnie. Mamy tony materiału. Jakieś 55 piosenek.

Aż tyle?!

Tak. Pracuję nad jakimiś 35-40 nowymi kompozycjami. Kristian [Niemann; gitarzysta Therion - przyp. red.] i Johann [Niemann; basista - przyp. red.] także sporo komponują. Oczywiście nie wszystko jest już zakończone i dopracowane. Zwykle, kiedy coś mi się nie podoba, nie nagrywam tego, ale tym razem jest inaczej i rejestruję wszystko. Mogę powiedzieć, że te kawałki reprezentują wiele stylów i kierunków. Są kompozycje bardzo brutalne i takie, których słucha się bardzo przyjemnie. Nie brakuje również epickich kawałków, które trwają po 10 minut i są nafaszerowane wieloma riffami. Są też utwory bardzo dziwne i takie, które przypominają nasze wcześniejsze dokonania. Nie jestem jednak pewien, czy coś takiego wykorzystamy na nowej płycie. Nie chcę być zbyt nostalgiczny w tym szesnastym roku naszej działalności. (śmiech) Zobaczymy, jak to będzie. Sądzę, że nie powinniśmy decydować, jaka powinna być następna płyta, tylko zwyczajnie wziąć najlepsze kawałki, nie zwracając uwagi na to, w jakim są stylu. Na początku roku rozpoczynamy fazę przedprodukcji nowej płyty i wtedy podejmiemy decyzję, które kawałki chcemy wykorzystać.

Czyli możemy się spodziewać nowego albumu pod koniec 2003 roku?

Chyba nawet wcześniej, może jesienią. Jednak przed latem musimy mieć już wszystko nagrane, najpóźniej do września. Taki jest na razie pomysł. W każdym razie nie zamierzamy niczego niepotrzebnie przyśpieszać. Chcemy spokojnie zrobić to, co do nas należy. Jak się ma już dziesięć płyt na koncie, pośpiech nie jest konieczny. Jeżeli okaże się, iż nie da się go wydać we wcześniej zaplanowanym terminie, album ukaże się nieco później.

Wiem, że to może być dziwne pytanie w kontekście tego, co mi powiedziałeś o ostatniej trasie, ale czy "Live In Midgard" będziecie promować poprzez koncerty?

Prawdę mówiąc rozważamy to, ale na pewno nie będzie to nic wielkiego, bo jaki jest sens odgrywać to samo po raz kolejny. Raczej skoncentrujemy się na kilku koncertach na przełomie roku, podczas jakichś festiwali. To będą krótkie, godzinne występy, podczas których zaprezentujemy nasze najlepsze kawałki. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Muszę porozmawiać z resztą członków Therion i dowiedzieć się, co myślą o tym. To miałoby przypominać coś na kształt koncertu życzeń. Zagralibyśmy te kompozycje, które fani najbardziej chcą usłyszeć.

Christofer, znane jest twoje zainteresowanie polityką i ekonomią. Co sądzisz o planowanej inwazji na Irak?

Nie wydaje mi się, aby było to dobre rozwiązanie. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie bierze pod uwagę ludności irackiej i tego, co się z nią stanie, a głównym motorem działania jest ropa naftowa. W całym tym zamieszaniu chodzi o uzyskanie kontroli nad źródłami ropy naftowej Iraku, które są drugie pod względem zasobności na świecie po Arabii Saudyjskiej. Podobnie było z bombardowaniami Afganistanu. Nikt nie przejmował się ludnością cywilną. Najważniejszy był interes białych bogatych Amerykanów. Na razie USA nie przekonało ONZ, ale ciekawy jestem, jak to potoczy się dalej. Dla mnie sama perspektywa wojny jest przerażająca.

Masz jakieś inne rozwiązanie, zamiast akcji zbrojnej?

Nie moim zadaniem jest mieć rozwiązania, tylko tej rzeszy intelektualistów, którzy powinni wymyślać możliwie najlepsze. Moim zdaniem bombardowanie to najgorsze z możliwych rozwiązań. Może misja inspektorów ONZ to dobre rozwiązanie? Spójrzmy na to z innej strony - nawet jeśli Irak ma broń masowej zagłady, to i tak nie ma to większego znaczenia dla Stanów Zjednoczonych, które też przecież ją posiadają. I zauważ jedno - USA nigdy nie zostały postawione przed trybunałem za akty terroryzmu międzynarodowego, a powinny zostać już dawno, za bombardowanie szpitali, szkół, ludności cywilnej.
Na co dzień nie jestem zwolennikiem myślicieli o lewicowym rodowodzie, ale na przykład cenię Noama Chomsky?ego za jego rozsądną i uzasadnioną krytykę USA. Mam różne opinie na różne tematy i nie ma to wiele wspólnego z orientacją polityczną. Miesza się to u mnie. Najlepsze, co można zrobić, to myśleć samodzielnie. Jeżeli chcesz podążać jakąś ścieżką myślenia, czytaj tak wiele książek, jak to jest możliwe i wypracowuj własne poglądy.

Wiem, że nie lubisz pytań o organizację magiczną Dragon Rouge, której jesteś członkiem, ale jedno chciałem ci mimo wszystko zadać. Jednym z jej głównych celów jest wewnętrzny rozwój jednostki. Jak ten wewnętrzny rozwój wygląda w twoim przypadku?

Mnie chodzi o realizowanie wszystkich marzeń, które mam. Magiczny aspekt tego ma wpływ na przykład na teksty, które piszę. Dawniej to, co napisałem, wiązało się w jakiś sposób z tym, co sam przeżyłem. Teksty były bardzo osobiste. Z pewnością zaangażowanie się w Dragon Rouge miało wpływ także na muzykę i być może było kluczem do naszego sukcesu. Być może sprawiło również, iż stałem się bardziej otwarty na inną muzykę.
Zawsze było tak, że zmierza się do Nieznanego i co jakiś czas doznaje się oświecenia. W muzyce jest dokładnie tak samo. Trzeba zawsze mieć jakąś wizję i zmierzać ku jej realizacji. To ma także wpływ na inne dziedziny życia. Na przykład w kwestiach politycznych nigdy niczego nie przyjmuję z góry. Sam muszę się dowiedzieć wszystkiego na dany temat. Oglądam telewizję, czytam książki i gazety. Ten intelektualny aspekt wiąże się z tym, aby samemu wypracowywać sobie opinie na temat tego, jak pewne rzeczy dzieją się na świecie.

Masz tak wiele czasu, aby czytać aż tyle i być tak dobrze poinformowanym?

Więcej kupuję książek niż czytam. (śmiech) Ale mam nadzieję, że kiedyś będę miał więcej czasu na czytanie.

Skoro wspomniałeś o wizjach, jaka jest twoja wizja Therion w przyszłości? Wyobrażasz sobie, w którym kierunku pójdziecie?

Niemożliwe jest odpowiedzenie na takie pytanie, bo ja sam siebie zaskakiwałem już tyle razy. Na przykład moim zdaniem płyta, nad którą pracujemy teraz, jest tą, którą powinniśmy byli nagrać zamiast "Secret Of The Runes". Owszem, zdarza nam się zakładać, iż nagramy coś zupełnie innego, ale później i tak wszystko się zmienia. Często ludzie pytają nas, jaka będzie nowa płyta, w którym kierunku pójdziemy. A my mówimy, że będzie bardziej melodyjna albo z większą ilością elementów z muzyki ludowej, bądź z tekstami po szwedzku. Zawsze potem słyszymy coś w rodzaju: Bardziej melodyjna?! Będziecie śpiewać po szwedzku?! Rany, nie!. (śmiech). Jedno jest pewne, chcemy zwolnić tempo i nad nową płytą popracować spokojnie. Sądzę, że poza tym nowym albumem nagramy jeszcze dwa, zanim mnie to wszystko zmęczy. Ale powtarzam, nigdy nie można czegoś takiego powiedzieć z całą pewnością. Mam wrażenie, że zajmując się tylko tym, bardzo wiele tracę. Umyka mi wiele interesujących rzeczy. Jednak tworzenie muzyki jest jak zaraza. Znasz wszystkie symptomy, ale jedyne, co możesz zrobić, to obserwować, jak wariujesz. Tak więc wydaje mi się, że będę się tym zajmować przynajmniej do czasu, kiedy stuknie mi pięćdziesiątka. (śmiech)

I na zakończenie - kiedy będzie gotowa polska wersja waszej oficjalnej strony?

To zależy od tego, czy jest ktoś chętny do jej przetłumaczenia i od jego czasu. Taka osoba robi to dobrowolnie i nie możemy jej powiedzieć: Weź stary, pośpiesz się z tym. Zdarzają się ludzie, którzy zgłaszają się i mówią, że przetłumaczą zawartość na polski. My zawsze odpowiadamy: Jeśli masz ochotę, proszę bardzo. Wiem, że szwedzka wersja jest już gotowa. Muszę skontaktować się z webmasterem naszej strony i pogadać z nim na ten temat.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.


Podziękowania dla serwisu www.muzyka.interia.pl
-

Comments
No Comments have been Posted.
Post Comment
Please Login to Post a Comment.