Secret Of The Runes
Wreszcie zasiadłem z postanowieniem napisania recenzji tego albumu - od jego wydania minęło już jednak kilka ładnych miesięcy. Dlaczego tak późno zebrało mi się na pisanie o nim? Za odpowiedź posłużyć może fakt, iż - szczerze mówiąc - przez jakiś czas album ten nie wydawał mi się niczym specjalnym, ot, dobrze wykonana robotą, wokół której powstało wiele szumu. Jednakże po upływie tych kilku miesięcy i po upływie wielu godzin spędzonych na słuchaniu tego albumu, mogę śmiało powiedzieć, że jest po prostu świetny. Nie należy on z pewnością do takich, które można pokochać lub znienawidzić po zaledwie kilku przesłuchaniach, aby nabrać jednoznacznych i wyrazistych uczuć potrzeba czasu, natomiast by ujrzeć w nim piękno trzeba usiąść w samotności, skupieniu i najlepiej podkręcić głośność na w miarę wysoki poziom. Właśnie wtedy można przekonać się jak album, o którym po pobieżnym przesłuchaniu można powiedzieć, że znajdują się na nim tylko chórki, jest ciężki i emanujący mistycyzmem i pięknem. Już pierwszy utwór "Ginnungagap" zaczyna się od niesamowicie ciężkiego gitarowego brzmienia, które jest cholernie mocne, a gdy dojdą do tego właśnie chóry to wtedy wie się, że to już jest to. Nie będę tutaj rozpisywał się o wszystkich kawałkach, postaram się raczej jakoś lakonicznie ująć wszystkie w jedną całość.
Przede wszystkim uderzają gitary, chłopaki wiosłują wręcz niesamowicie, dźwięki ich instrumentów w wielu momentach są tak ciężkie, że jako synonim słowa gitara do głowy przychodzi - czołg. A co najważniejsze, znając wcześniejszą twórczość Theriona, można zauważyć, że na "Secret.." w porównaniu do innych wydawnictw, znajduje się ogromna ilość solówek, których raczej nie można nazwać tylko dobrym warsztatem, a to chociażby z tego powodu, że oprócz dobrej techniki można wyczuć w nich całą pasję, jaką grupa darzy muzykę. Solówki solówkami, ich struktura i samo zagranie to jedna rzecz, ważne by nie urwały się z przysłowiowej choinki. Spokojnie! Na "SOTR" zawsze występują one w najodpowiedniejszym momencie - gdzie nie są konieczne, tam ich nie ma. Oprócz gitar elektrycznych, można doszukać się nawet gitar akustycznych, także bardzo często występują skrzypce. W ogóle w sesji nagraniowej do tego albumu użyto całej masy różnorakich instrumentów, szczególnie tych wykorzystywanych w filharmoniach. Jako ciekawostkę mogę napisać, że znalazło się tu także miejsce dla specjalnej tuby, na której swego czasu grał Wagner oraz Strauss, a którą to Therion wypożyczył. Co do chórów, to zauważyłem jedną zastanawiającą rzecz, mianowicie taką, że jeżeli chodzi o wokal kobiecy to w większości przypadków jest to wokal solo, natomiast co do głosów męskich, to słychać je bardzo często w wykonaniu kilku panów naraz. I to jest prawdopodobnie kolejny powód, z którego album wydaje się taki ciężki. Lecz mimo tego, jest on niesamowicie wręcz melodyjny, każda nutka została przez Chrisa doskonale przemyślana. Ten album jest bez wątpienia najbardziej dojrzałym dziełem Theriona, a może nawet jest jednym z najbardziej dojrzałych wydawnictw ostatnich lat na świecie. I naprawdę dziwię się słysząc głosy krytyki skierowane pod jego adresem, ale jak już pisałem na wstępie, nie da się tego albumu pokochać od razu - trzeba do niego powoli dojrzewać, ponieważ ktoś owszem może powiedzieć, że jest niezły, ale po kilku przesłuchaniach nie zauważy jego piękna. Zadziwiające jest to, że po każdym kolejnym spotkaniu z tym albumem można znaleźć jakiś szczegół, który został przegapiony przy poprzednich - a każdy szczegół jest naprawdę dopracowany i dokładnie przemyślany. Przegapić coś na tym krążku to po prostu ogromna strata.
Heh, miało być raczej lakonicznie, ale jakoś mi nie wyszło, jednak muszę napisać coś jeszcze o raczej niemelodycznej stronie "Secret Of The Runes", a krócej rzecz ujmując - o tekstach. Jest to album koncepcyjny, w którym na jedenastu kawałkach została opisana podróż Odina poprzez światy z mitologii nordycykiej. Utwór pierwszy to prolog, a utwór tytułowy to epilog, jednakże na albumie znajdują się jeszcze dwa utwory, które według mnie pasują raczej jak pięść do nosa, jednakże nie stylem, lecz tylko tym, że psują koncept, ponieważ są to covery odpowiednio Scorpionsów i Abby. W moim przekonaniu, jeżeli tworzy się koncept-album, nie powinno psuć się jedności merytorycznej jakimiś bonusami. Może japończycy to kochają, ale nam do skośnookich sympatyków muzyki raczej daleko... To w sumie jedyna rzecz, którą mógłbym zarzucić temu albumowi, poniekąd niby błaha, ale działa na mnie jak mucha siadająca na telewizorze - można na nią nie zwracać uwagi, a można się też trochę irytować :).
Podsumowując "SOTR" to niewątpliwie świetny album wart kupna, nawet opakowanie jest zajebiście zrobione, ale przecież mniejsza z tym. W porównaniu do "Deggial", "Runy" biją go na głowę, natomiast porównywanie ich do innych albumów raczej nie ma sensu gdyż właśnie na przykładzie tego krążka widać doskonale, że Therion stworzył swój własny, niepowtarzalny styl, w którym nikt wcześniej nie grał, ba!, o którym pewnie nikt nigdy wcześniej nie myślał! Co najwyżej, po przesluchaniu "Secret of the Runes" można doszukiwać się podobieństw do niektórych zespołów, ale za kilka lat, to właśnie nowe zespoły pewnie będą porównywane do Theriona. To nie jest muzyka dla młokosów słuchających jakiejś sieczki, tylko dla ludzi otwartych i przede wszystkim wrażliwych na piękno.
Polecam z całego (czarnego) serca
on October 10 2007 23:11:25
on October 14 2009 20:13:02
on October 19 2010 16:24:37