Users Online
Guests Online: 1

Members Online: 0

Total Members: 273
Newest Member: logomines
Login
Username

Password



Not a member yet?
Click here to register.

Forgotten your password?
Request a new one here.
Last Fm
Relacja z wycieczki do bawarskiego zamku... Posted by Thor on August 21 2007
Kiedy dowiedziałem się, że Therion nagrał album dwupłytowy, przez głowę przemknęła mi niczym nie uzasadniona myśl, że jego przesłuchanie będzie prawdziwą męką. Myliłem się. Kontakt z "Lemuria" i "Sirius B" był dla mnie źródłem prawdziwej przyjemności. Za to nieźle musiałem się namęćzyć, zanim dane mi było usłyszeć pierwszą nutę.

Już sama podróż wyczerpała me, nadwątpione kiełkującą grypą, siły. Dwa dni po zamachach w Madrycie kontrole na lotniskach były tak ostre, że musiałem się rozbierać niemal do rosołu, by udowodnić służbom bezpieczeństwa, że mam pokojowe zamiary. Odbywało się to zwykle w koszmarnych przeciągach, więc wyprawę na spotkanie z Therionem przyszło mi potem odchorować. No, ale nie uprzedzajmy faktów.

Biesiada w bawarskim zamku

Gromadkę dziennikarzy z całej Europy zgarnął z lotniska w Stuttgarcie emisariusz Nuclear Blast. Wpakował nas do busa, po czym zrobił uczoną minę i powiedział, że u celu podróży czekają nas niespodzianki przygotowane przez zespół. Przez następne trzy godziny pędziliśmy autostradą na południowy-wschód (poznałem po mchu, było się harcerzem!), aż dotarliśmy do jakiejś anonimowej wioski położonej w samym sercu bawarskich lasów. Nad wioską, co w tamtej okolicy nie jest niczym szczególnie nadzwyczajnym, górował zamek przerobiony przez gospodarny germański lud na hotel. To był prawdziwy cel naszej pielgrzymki. Na dziedzińcu zamkowym znaleźliśmy się późnym popołudniem. Kiszki nam marsza grały i chłód doskwierał, ale - ku rozpaczy wszystkich - tubylcy zgotowali nam na powitanie mocno żenujący program artystyczny. Jakiś babiszon przebrany za rycerza łamaną angielszczyzną opowiadał nam sprośne dowcipy, które komentował potwornie brzydki koleżka, również w rycerskim wdzianku. Potem przez kilkanaście minut okładali się toporami, mieczami i innymi narzędziami wymuszając aplauz. Biliśmy brawo, owszem, ale niezbyt ochoczo, żeby przypadkiem nie pomyśleli, że domagamy się bisu.
W końcu wpuszczono nas do komnaty, gdzie miała odbyć się biesiada. Christofer Johnsson powitał wszystkich gości i wzniósł toast, przygotowanym specjalnie na tę okazję therionowym piwem. Potem podano krem z porów, zestaw mięsiw wszelakich oraz ich wegetariańskich substytutów, a na deser therionowe lody. Szklanice z piwem wznosiły się coraz częściej, a płyty - dla której przecież przyjechaliśmy - ani widu, ani słychu. Kolejne toasty, przemówienie Thomasa Karlssona, autora tekstów Therion, potem znów toasty i... popisy dwuosobowej trupy teatralnej, która wystraszyła nas kilka godzin wcześniej na zamkowym dziedzińcu. Robiło się coraz później i coraz dziwniej. A nowego albumu jak nie było, tak nie ma... Wierzcie mi, towarzystwo zaczęło się lekko niepokoić. Pojawiły się przypuszczenia, że albo nowa płyta Therion w ogóle nie istnieje, albo jest tak marna, że zanim ośmielą się ją puścić, chcą nas porządnie spoić.
Było dobrze po 21. kiedy wreszcie ożyły ogromne głośniki, rozstawione po kątach sali. Już po kilku sekundach zrozumiałem, że nowy album Therion nie tylko istnieje, ale jest najlepszym materiałem Szwedów od wielu, wielu lat. W ciągu następnych kilkudziesięciu minut moje przypuszczenia skrystalizowały się w absolutną pewność. Taki Therion to jest Therion!

Halford, Meshuggah, death metal

Na pierwszy ogień poszedł "Sirius B". Otwiera go kompozycja o wykorzystanym niegdyś przez Vader tytule "Blood Of Kingu". Dźwięki również jakby znajome - brzmi to niczym kolaboracja Judas Priest i Nightwish, ze zdecydowaną przewagą tego... pierwszego. - Nie tyle chodziło nam o Priest, ale o solowe płyty Halforda. To nimi się inspirowaliśmy - przyznał Kristian Niemann, gitarzysta Therion, z którym uciąłem sobie pogawędkę tuż po wysłuchaniu albumu - Marzyliśmy o tym, by zrobić parę numerów w klimatach "Resurrection", więc byłoby głupie, gdybym teraz próbował zaprzeczć.
Kolejny numer ("Son Of The Sun") również może przywodzić na myśl Nightwish, ale już następny ("The Khlysti Evangelist") to połączenie Accept z niemal trashowymi riffami. Doskonale gra bębniarz, świetne solo daje gitarzysta, mroczny klimat wciąga... Wiem już, że jest dobrze, ale nie podejrzewam nawet jak dobrze. Wszystko staje się jasne, kiedy oniemiałych dziennikarzy atakują pierwsze dźwięki utworu "Kali Yuga Part 2", szóstego na płycie. Świetny, totalnie ciężarowy riff, przesterowane i mocno agresywne wokale oraz szczypta nowoczesnej elektroniki. Toż to death metal! Progreswyny, ale brutalny jak na death metal przystało. Therion nie grał tak od czasów przepysznego "Pandemonic Outbreak" z płyty "Beyond Sanctorum". Wszyscy, którzy znają ich od "Vovin", będą w ciężkim szoku! - Kocham ten numer! - Niemann pręży dumnie pierś, podkreślają, że "Kali Yuga Part 2" jest jego autorstwa. - Pierwszą część "Kali Yuga", tę łagodną, napisał Christofer. Bardzo spodobał mi się jeden z jego riffów, więc na jego bazie oparłem część drugą - ale znacznie wszystko przyspieszając i wprowadzając element agresji. Wiesz, ja uwielbiam brutalne granie! Kocham Nile, Satyricon, Meshuggah, Strapping Young Lad i kiedy tylko mogę, staram się coż z tych klimatów przemycić do muzyki Therion. Oczywiście nie może nagrywać numerów, które brzmiałyby jak Meshuggah, ale pewien rodzaj twórczej inspiracji jest jak najbardziej dopuszczalny.

W różnorodności siła

Nie potrafię w kilku słowach opisać tego, co zaproponował nam tym razem Therion, bo bogactwo muzycznych wątków zawartych na "Sirius B" i "Lemuria" wyklucza użycie jakichkolwiek pojęć systematyzucjących. A raczej zmusza do zastosowania jak największej ich ilości... Oprócz typowych dla Szwedów środków wyrazu, których charakter nie zmienił się ani odrobinę od "Vovin", znajdziecie bowiem death, trash, power metal, gothic, rock progresywny, hard rock, kwadratowy germański neo-metal w klimatach Rammstein, mroczny epicki heavy dla wielbicieli Iced Earth i Priest, a nawet... viking metal. Co ważne, choć na papierze taka mieszanka wygląda dość niestrawnie, Therionowi udało się połączyć wszystkie jej elementy w nadzwyczaj interesującą i niespodziewanie spójną całość.
- Różnorodność jest największą siłą tego materiału. Nienawidzę albumów, które rzucają na kolana pierwszym numerem, ale potem potwornie nudzą, bo okazuje się, że dziesięć następnych brzmi identycznie - deklaruje Niemann. Nie obraża się, że kiedy zauważam, że poprzednia płyta Therion właśnie taka była - Masz rację. Taką akurat mieliśmy wizję "Secret Of The Runes", ale dziś wiem, że trochę więcej różnorodności by nie zawadziło. Brakuje mi tam zwłaszcza szybkich, ostrych numerów.

Klęska urodzaju

Dzięki ogromnemu zróżnicowaniu, dzięki tym wszytskim stylistycznym i brzmieniowym zasadzkom, dzięki nietypowemu instrumentarium, podróż przez obie płyty nie nudzi. Bo co by nie móić, najsłabszym punktem podwójnego albumu Therion jest jego długość. Tylko prawdziwi fani zespołu będą w stanie przegryźć się przez "Syriusza" i "Lemurię" naraz, za jednym posiedzeniem.
- Kiedy zabraliśmy się za pracę nad płytą, okazało się, że mamy blisko 60 nowych kompozycji! - tłumaczy Kristian - Po surowej selekcji okazało się, że wciąż mamy 22 utwory do wykorzystania. Wszystkie bardzo nam się podobały, nie chcieliśmy zrezygnować z żadnego. Nie chcieliśmy też nagrywać połowy na jedną płytę, a rok później pozostałych na następną, bo pewnie by nam się znudziły. Spytaliśmy więc w Nuclear Blast czy możemy wydać album dwupłytowy i dostaliśmy zielone światło. Być może to głupie, bo ludzie mają teraz mało kasy, a zakup podwójnego albumu to spory wydatek, ale uznaliśmy, że tak będzie najlepiej dla płyty. Nie możemy dać się sparaliżować zasadom marketingu.
Mam jeszcze jedną informację, niesłychanie ważną dla fanów starego i nowego Therion i tych z was, dla których względy patriotyczne nie są przy wyborze muzyki obojętne. Otóż na nowym materiale znów usłyszymy charakterystyczny śpiew naszego rodaka, Piotra Wawrzeniuka. Tego samego, który kilka lat temu wycofał się z muzyki na zawsze i nigdy już nie miał swojego głosu na płycie Therion użyczyć. Jak ja lubię, kiedy w takich sytuacjach ludzie nie dotrzymują słowa... - Uwielbiam jego głos i bardzo się cieszę, że nagrywał z nami tę płytę - zapewnia gitarzysta Therion - Ma osobowość i talent. Na swój sposób przypomina mi Ozzy'ego, ale wydaje mi się, że śpiew Piotra jest jeszcze bardziej zakręcony. Bez oporów przystał na propozycję ponownego zaśpiewania z Therion. Poprosił tylko, żeby o terminie sesji nagraniowej powiadomić go z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Od dawna nie śpiewał i chciał trochę poćwiczyć...

Okultystyczny bigos a la Therion

Chcielibyście pewnie wiedzieć, jakiej tematyki dotyczą tym razem teksty Therion? Cóż, dźwiękowemu rozgardiaszowi odpowiada rozgardiasz myślowy. Na oślep poruszamy się po mitach i religiach wszystkich kontynentów i epok, wiedza historyczna sąsiaduje z encyklopedycznymi streszczeniami zapomnianych systemów okultystycznych. Postaciami, wydarzeniami i wątkami, które zaludniają Sirius B i Lemurię, dałoby się obdzielić pełne dyskografie trzech zespołów, ale tekściarz Therion postanowił wcisną je wszystkie na dwie płyty. Dzięki temu mroczni bogowie Babilonu sąsiadują z Rasputinem, staroegipskie hierogrify mieszają się z runami Wikingów, mądrość antycznej Grecji walczy o prymat z naukami Swedenborga, krwawa bogini Kali flirtuje z Lucyferem, a pierzasty wąż Quetzalcoatl próbuje zjeść własny ogon. Tak się biedaczek zapętlił studiują pisma C.G. Junga... Przyznaję, barwny to, ale zbyt chaotyczny korowód. Lub raczej kołowrót.
Niewątpliwym atutem obu płyt są natomiast ich okładki. Therion wreszcie uwolnił się od starych, ponurych, brązoo-szarych bohomazów i postawił na obrazy klimatyczne, ale bardzo sugestywne jednocześnie. Emanują tajemniczą mocą bryła z "Lemurii" to prawdziwy majstersztyk - Trochę przesadziliśmy z ujednoliceniem okładek paru ostatnich płyt Therion. Trochę brązu i żółci, logo zespołu, jakieś znaki... Wszytskie wyglądały tak samo - przyznaje mój rozmówca.

Polowanie na znaki drogowe

Kiedy wybrzmiały ostatnie dźwięki "Lemurii", Therion zaczął udzielać wywiadów, które potrwały do późnej nocy. Dziennikarze oczekujący na swoją kolej - w tym niżej podpisany - korzystali z dobrodziejstw suto zastawionego stołu i długo komentowali to, co przed momentem słyzeli. Wszyscy byliśmy zgodni co do jednego - nawet jeśli czasy komercyjnej świetności Therion minęły bezpowrotnie, kondycja artystyczna zespołu dawno nie była tak doskonała. Pełen szacunek. A jak zakończył się ten miły wieczór? Kierowany przyzwoitością i obawa przed falą pozwów ze strony rodziców tych z naszych czytelników, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, oszczędzę wam pikantnych szczegółów. Niech wystarczy wam informacja, że bus, który odwoził późną nocą biesiadników do hotelu, skosił znak drogowy (kierowca był trzeźwy), co wprawiło nas w szampańskie nastroje, zamiast zmartwić. Nie zespuła nam humoru ani policja, ani nawet brak sklepu nocnego. Będę miał co wnukom opowiadać.

Jarosław Szubrycht, Mystic Art 25
Podziękowania dla Yuza za podesłanie skanu

Comments
No Comments have been Posted.
Post Comment
Please Login to Post a Comment.