Relacja grudzień 2007
Posted by Thor on December 15 2007 14:45:29

13 grudnia upływało dokładnie dziesięć miesięcy od ostatniego występu Theriona w tym samym klubie, w którym miał się zjawić ponownie tego mroźnego dnia na scenie. Z pomocą narysowanej ręcznie mapki i dzięki później napotkanym po drodze znajomym, dotarłem pod Studio około 18.30 (jakieś 40 minut spacerku od Rynku). Kolejka przed klubem była gigantyczna, toteż niewiele myśląc skierowaliśmy swe kroki do Lewiatana (nazwa adekwatna do tematyki tekstów Bestyji, czyż nie?), zakupiliśmy sobie po dwa browarki na rozgrzanie żołądków, pęcherzy i wszelkich innych narządów wewnętrznych, i wraz z napotkanymi jeszcze ludźmi z polskiego forum Theriona racząc się trunkiem bogów czekaliśmy aż tłum przy wejściu się zmniejszy. Kiedy już na schodach nie było prawie nikogo i kiedy już chmielne ambrozyje zostały spożyte, weszliśmy sobie spokojniutko do Studia, nie przepychając się, nie denerwując i nie patrząc nerwowo na zegarki. Oczywiście nic nie może w tym kraju być normalne, czego przykładem może być fakt iż jedni za szatnie płacili złotówkę od rzeczy, inni zaś złotówkę i groszy pięćdziesiąt, nie wspominając o tym, że MetalMind się wycwanił i wiedząc, iż popyt na koncert będzie spory, po niecałym roku podwyższył cenę biletów o dwadzieścia złotych (i nie zmniejszył jej po tym, gdy okazało się, że nie przyjedzie zapowiadana wcześniej i nawet już wydrukowana na biletach i plakatach Sirenia). Cóż, kij im w oko.
Ludzi było sporo, pełny był cały klub, ale podczas występu supportującego Bestyję (The Vision Bleak) wielu ludzi po prostu poszło sobie do barku na piwko, nie inaczej i postąpiliśmy my. Przy przyjemnych, ostrych dźwiękach granych przez Niemców (cóż, taki to już patriotyzm NB, że często na supporty wsadza zespoły z naszej zachodniej granicy, nawet jeśli nie porywają one tłumów), siedzieliśmy, rozmawialiśmy i wspominaliśmy z nostalgią stare dobre czasy. Po jakimś czasie jednak trzeba było ruszyć zagrzane już zadki pod scenę, jako iż techniczni Theriona zaczęli rozkładać sprzęt, co jak zwykle chwilkę im zajęło.
W końcu weszli! Nie było co prawda pięknej Katariny, ale była i Lori, i tancerka brzucha Arien, był też jako gość Ferdy Doenberg na klawiszach (Uli Jon Roth, Axel Rudy Pell). Po bokach sceny stały dwie postacie w maskach, jedna w masce kozła, druga miała na głowie chyba maskę... łosia (później były małe kłótnie czy aby nie był to renifer albo zwykły jeleń :] ). Sceneria była de facto identyczna jak w lutym, więc rozpisywać się o niej nie ma sensu. Zaczęło się od "Rise of Sodom and Gomorrah". Tłum dał się porwać zespołowi, czasami tak ryczał śpiewając z wokalistami, że zdawało się, iż po prostu zagłusza muzykę! Później Son of The Sun, ekstazy ciąg dalszy! Snowy ganiał z mikrofonem po scenie jak szalony, Chris grał w skupieniu z zamkniętymi oczyma, Kristian niemal cały czas miał kontakt wzrokowy z fanami, do których często, bardzo często puszczał oko lub się uśmiechał. Coś z Secret of The Runes – Midgard i Asgard, robi się coraz goręcej, koszulka jest cała mokra, nie ma czym oddychać. Gdy Kristian pił wodę pokazałem mu by chlapnął nam jej trochę, co oczywiście uczynił, tym samym chłodząc chociaż trochę ociekające potem czoła. Wine of Aluwqah, potem Wisdom and the Cage. Na scenie był już chyba wtedy Messiah Marcolin, kolejny zaproszony gość, który udzielał się na wokalu. Strój mnicha doskonale pasował do jego postury, jakże przypominającej braciszka Tucka z legend o Robinie. Kali Yuga, część pierwsza, druga i... trzecia, która nie została jeszcze nagrana na żadnej płycie! Popatrzyłem na ochroniarzy, młodych chłopaków którzy zdawali się być przerażeni tłumem, który bardzo pozytywnie przyjął ten kawałek. Później Lemuria, na scenę wchodzi... Piotr Wawrzeniuk! Zespół siada na schodkach i wykonuje ten zacny utwór w wersji akustycznej! Zaiste, wspaniała sprawa! Gdy utwór się skończył rozbrzmiały dźwięku organów, tak!, ludzie już wiedzieli co zostanie zagrane. Via Nocturna! Prawdziwa uczta dla ucha! Podobnie jak Arrow From The Sun, a później Typhon i Ginnungagap. Czas na przerwę, dziesięć minut na ostudzenie gorącej atmosfery, na złapanie oddechu, na odsapnięcie. Wreszcie ludzie powyłączali te swoje komórki, którymi kręcili filmiki okropnej jakości, wreszcie nikt nie leciał mi na głowę, w końcu nikt nie traktował mnie łokciami pchając się do przodu jakby niczego w życiu nie widział. Przepraszam, ale takiej tłuszczy i takiego wieśniactwa jak na grudniowym koncercie jeszcze nie widziałem. Tych, którzy ryzykują złamanie kręgosłupa płynąc na rękach widowni, powinno albo karać się pieniężnie albo publiczność powinna tak dać z pięści w plery delikwenta, że następnym razem burakowi jednemu z drugim odechce się podobnych wyczynów – to nie są tylko moje słowa, ale wielu, wielu ludzi narzekało na to, że z buta w łeb dostało. Jak się dostaje w głowę od kogoś kto w dupie ma czy cię to boli czy nie, to aż nieprzyzwoitością wydaje się być brak reakcji, to chyba jest oczywiste. Nic mnie też tak nie męczyło jak walka z osobami, które za wszelką cenę chciały być o tej jeden rządek bliżej – widzą, że się nie ruszę, a mimo to napierają, kopią, podkładają nogi, dają z łokcia, aż w końcu chwytają za szyję i odciągają do tyłu. Szczerze mówiąc, gdybym miał mniej stalowe nerwy, pewnie rozpętałaby się jakaś bójka, a tak kończyło się na słownych wiązankach studzących emocje małoletnich debili.
Wracając jednak do meritum, czyli części muzycznej tego koncertu, po dziesięciu minutach zespół znowu wyszedł przy dźwiękach Preludium. Nie muszę chyba pisać co się działo kiedy chwilę później zagrano To Mega Therion! Wtedy chyba już nikt nie panował nad sobą, każdy oddawał się szaleństwu, każdy skakał, machał łbem, ręką, każdy coś robił, nikt nie stał sztywno. Cóż później? Ano po prostu cała reszta kawałków z Theli! Dla tych którzy nie wiedzą – kilka miesięcy wcześniej zespół ogłosił głosowanie na najlepszy album i ulubione utwory, wyniki natomiast miały złożyć się na setlistę. Tak więc zespół po prostu zagrał to, co chciała usłyszeć publiczność. Chwała im za to! Zagrano więc Cults Of The Shadow, In The Desert Of Set, Interludium, Nightside Of Eden, Opus Eclipse, Invocation of Naamah. Później nadszedł czas na utwór The Siren Of The Woods, do którego śpiewał Thomas wraz z Lori. Ich interpretacja, zupełnie teatralna, była, co tu mówić, po prostu wspaniała. Na ich twarzach malowała się głęboka gra uczuć, pasja, prowadząc ze sobą śpiewny dialog nie stronili od dramatycznych gestów, zdawało się, że muzyka była tylko tłem dla ich gry aktorskiej. Później Grand Finale/Postludium i to na co czekało wielu – Adulruna Rediviva! Zespół zszedł ze sceny, ale powrócił na życzenie publiki głośno skandującej nazwę zespołu. Już zupełnie na luzie zagrano Summernight City.
- Czy chcecie usłyszeć piosenkę poświęconą Szatanowi? – zapytał Messiah
- Yeaaaa!
- That’s nice... (śmiech)
Ostatni utwór, cover kawałka nagranego niegdyś przez Mercyful Fate, Black Funeral! Zmęczony poszedłem po piwko i kawałek ten obejrzałem sobie z boku. „Dzięki! Byliście zajebiści!” powiedział Piotr, na zakończenie. Jakieś pół godziny później do fanów wyszedł właśnie Piotrek, a także Kristian, Thomas i Lori. Podpisywali się na różnych rzeczach; na okładkach, zwykłych kartkach, puszkach, na książce „Kodeks postępowania karnego” (o ile dobrze zapamiętałem), robili sobie zdjęcia z każdym chętnym, chyba godzinę zajęło im spełnianie próśb fanów. To jest profesjonalizm! Co prawda dziwne było to, że przy każdym stał ochroniarz jakby byli jakimiś Rolling Stonesami, ale to już chyba wymysł organizatora ;) Później ponad dwadzieścia osób z forum polskiego i goście z zagranicy udali się do pubu Stil na Gołębiej aby tam odpocząć, raczyć się piwkiem i bardzo, ale to bardzo miło spędzić noc w oczekiwaniu na pociągi, busy, autobusy i inne środki transportu. Pozytywne zakończenie tego wydarzenia, jakim był koncert.
O samym koncercie można jeszcze długo pisać, o tym jak Snowy został przez kobiety w maskach zakuty w dyby (i w tych dybach śpiewał!), jak wpadając z pejczem uwolnił go Thomas, jak zespół pokazywał polską flagę z wypisaną na niej nazwą naszego forum (TMP FORUM), można pisać o tym jak publiczność zaśpiewała chórem zespołowi „Sto lat!”, a on nie za bardzo wiedział o co chodzi i co się dzieje ;) Było naprawdę bardzo miło, nawet wiocha jaką robili niektórzy z widzów jakoś nie zniekształci pozytywnego wrażenia jaki wywarł na mnie zespół i cały show. I tak zapewne sądzą wszyscy, którym dane było owego mroźnego wieczora pojawić się w Studiu.

Thor