Metal Hammer - 9.I.2006
Posted by Thor on August 14 2007 14:07:00

O symfonicznym metalu krążą historie przeróżne - po jednej stronie barykady: że to takie mroczne, że mroczniejsze niż mrok najmroczniejszy, że sztuczne, na siłę i summa summarum śmieszne. Po drugiej stronie, że piękne, wzruszające, tak odrealnione, że aż cudownie baśniowe. Trudno jest napisać o nim mająć świadomość następującej sytuacji. Oto, pewna młoda dziennikarka czeka na telefon od muzyka - geniusza. Trudno zebrać myśli, trudno nie siedzieć i nie gryźć paznokci w napięciu i czekaniu na magiczny dźwięk telefonu.
Nie odliczała sekund do rozpoczęcia z jakimś podrzędnym grajkiem, nie piłam hektolitrów wody w nadziei na usłyszenie jakiejś ciekawej refleksji basisty jakiejś najnowszej metal core'owej kapelki. Ja oczekiwałam na rozmowę, na wywiad, na dyskusję z Panem Szanownym Christoferem Johnssonem. Na początku nie mogłam uwierzyć, że to się stało, że to się dzieje, że ja, skromna dziewczyna z Polski, będę konwersować z taką indywidualnością. Emocje starałam się odstawiać na bok, jednak z trudem mi to wychodziło. No bo przecież... Therion.

Christofer, początki twojego zespołu to Blitzkrieg, a dopiero potem Therion. Pod koniec lat 80. i na początku 90. graliście death metal. Następnie przyszła zmiana i era symfonicznego gotyku. Pomimo tego, że i death i gotyk to gatunki metalu, oba style prezentują całkowicie odmienne brzmienie. Jak to się stało, że z tak szorstkiej muzyki przeszliście na emocjonalne i tak wysokie dźwięki?

Jak daleko sięgam pamięcią, Therion zawsze się zmieniał. Dewiza tego zespołu to nie stać w miejscu. Gdy po kolei słuchasz tych początkowych, deat metalowych nagrań, widzisz że one także przechodziły przeobrażenia. Gdy w '88 zaczynaliśmy grać death metal, to było coś zupełnie nowego. Ludzie słuchali wtedy trash i heavy metalu, a my chcieliśmy grać death, bo to była innowacja. Nasz pierwszy longplay studyjny ukazał się w '91 ("Of Darknes..." przyp.) Zawierał piosenki pisane dużo wcześniej. Następnie, w '92 ukazał się "Beyond Sanctorum", który zawierał już dużo brzmieniowych zmian. Dodaliśmy klawisze, kobiece wokale i tego typu rzeczy. Czym tak naprawdę jest gotyk? Czy ta muzyka musi zawierać w sobie klawisze, a muzycy musze być ubrani na czarno i nosić długie włosy? Nie wiem, co gotyk tak naprawdę znaczy. Jest tak wiele zespołów, które określane są jako gotyckie, a grają przecież zupełnie inną muzykę! Zawsze szliśmy do przodu, gotyk inspirował nas na długo wcześniej, niż zdobył popularność. Na naszych albumach już dawniej używaliśmy kobiecych i męskich wokali, keyboardów, dużo arabskich melodii. To nie było tak, że pewnego dnia się obudziłem i stwierdziłem, że czas na zmiany. Wszystko działo się stopniowo i spokojnie. Na naszym czwartym albumie, "Lepaca Kliffoth" z '95, nadal podkładałem wokale. To bardzo ciężki materiał, ale nie nazwałbym go death metalem. Chociaz, oczywiście, wyraźnie słychać w nim korzenie sięgające tej muzyki. "Theli": brzmiało już zupełnie inaczej, tam w zasadzie przestałem śpiewać. Na naszą dyskografię należy patrzeć całościowo. Tylko w ten sposób dostrzeżesz, że wszystko, co robiliśmy, od samych początków do dzisiaj, podąża w tym samym kierunku, o tej samej ścieżce.

Skupmy się na jednym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszym albumie w dyskografii Theriona. "Theli" wydano w 1996 i jest to szeroko uznany przełom w waszej twórczości, a przy tym wasz najpopularniejszy album w Polsce. Czym dziś, po dziesięciu latach od wydania, jest dla ciebie ten krążek?

Cóż, to był pierwszy album, który sprzedał się w tak wysokim nakładzie. Ten album oznaczał dla mnie rozwiązanie wielu problemów...

Problemów? Jakich?

W przeszłości zawsze mieliśmy pomysłów, a za mało pieniędzy by je zrealizować. Wiele piosenek zawartych na Theli nagrywaliśmy dużo wcześniej, jednak nie mieliśmy środków, by je wydać. Pamiętam, że czułem się wtedy dość dziwnie - nagle pojawiła się kasa. Dziś, melodyjny death metal sprzedaje się w zasadzie najlepiej i jest czymś zupełnie normalnym. Dawniej, nasze albumy były heavy metalowe, ale w death metalowym stylu. To była dziwna rzecz, dla wielu niepojęta. Death metal to death, heavy to heavy, nikt nie myślał, by je mieszać. Gdy na drugim albumie, w '92 użylimy keyboardów, ludzie mówili, że jesteśmy pozerami! Dziś każdy black metalowy zespół eksperymentuje. My robiliśmy to wcześniej. Po wydaniu "Theli" czułem się jeszcze dziwniej. W końcu, na tak szeroką skalę wykorzystaliśmy chóry. Dziś pewnie trudno w to uwierzyć, ale wiele ludzi czuło ogromny zawód. Mówili: "co to za gówno odstawiacie? Jakieś chórki, nie wiadomo co to jest!?". Ja jednak czułem, że stało się coś wielkiego i wydaliśmy właściwy album we właściwym czasie. Na przełomie 1995 i 1996 dokonywała się pewna zapaść. Brakowalo świeżości, wiele zespołów się już znudziło, grunge przestał kręcić słuchaczy, rock nie był w najlepszej kondycji. Nagle, zauważyliśmy wielkie zainteresowanie, wszyscy się nami zaczęli przejmować, chcieli byśmy grali koncerty, wyjeżdżali w trasy.

Nie uważasz, że masz po prostu dobrą intuicję muzyczną? Z "Theli" wystrzeliłeś w najlepszym czasie jaki tylko można sobie wyobrazić.

To nie była intuicja, to się po prostu stało. Ujmę to tak - mogliśmy wydać "Theli" już w '92 roku. Jednak jestem pewien, że ten album przeszedłby bez echa, większość uważałaby go za beznadzieję. Byłby po prostu zbyt oryginalny, jak na tamtą świadomość muzyczną zbyt trudny w odbiorze. Gdybyśmy wydali go dzisiaj, pewnie wiele osób stwierdziłoby, że to całkiem dobra muza, ale mało oryginalna, rzecz wtórna. Pamiętam jak ludzie zachwycali się Hammerfall. Ten zespół to było coś niesamowitego w latach 90., wszyscy go słuchali. Nagle, jednak słuchacze zaczęli wracać do przeszłości, do Iron Maiden, do Helloween... Nigdy nie myślałem, że Hammerfall tworzy jakąś nadzwyczajną muzykę. Tej kapeli udało się jednak wybić z właściwą muzyką w dobrym czasie.

"Vovin" to dziś najlepiej sprzedająca się płyta Theriona. To wtedy pierwszy raz zdecydowałeś się na pracę z udziałem orkiestry symfonicznej. To było ogromne wyzwanie!

Ten album nawet w Polsce najlepiej się sprzedaje! Przy "Vovin" zmienił się cały sposób produkcji. "Theli" było produkowane na wysokim poziomie, ale z "Vovin" chciałem iść jeszcze wyżej. Sam pomysł z orkiestrą pojawił się dużo wcześniej. Mieliśmy pieniądze zarobione na "Theli", nie była to jednak jakaś wielka suma. Wystarczyła akurat na to wszystko czego potrzebowaliśmy by nagrać następny album. Nie miałem dodatkowych środków na zapłacenie orkiestrze, nie miałem też doświadczenia w pracy z tak dużą grupą muzyków. Najpierw pracowałem z chórem i gdy przedsięwzięcie to okazało się sukcesem, zdecydowałem się na orkiestrę. I właśnie na "Vovin" słyszymy prawdziwą orkiestrę smyczkową. Muszę przy tym zaznaczyć jedną rzecz. Słucham dużo muzyki z lat 70. i tak naprawdę już wtedy rockowe pracowały z orkiestrą. Dla mnie, chór i orkistera są naturalnym następstwem naszego dorastania. Pod wieloma względami jesteśmy kontynuacją tego, co wiele zespołów robiło w latach 70. Nigdy nie udawałem, że Therion jest czymś zupełnie nowym. To tak jakby historia muzyczna zatoczyła koło. Tworzymy wiele rzeczy, które są oryginalne, ale główny koncept został zaczerpnięty z przeszłości.

Co uważasz za te unikalne rzeczy?

Myślę, że nasza unikalność polega głównie na tym, że nie mamy stałego wokalisty lub wokalistki. Ja od "Vovin" nie zajmuję już miejsca za mikrofonem. Możesz spytać, kto jest wokalistą w Iron Maiden. Wszyscy odpowiedzą, że Bruce Dickinson. Gdy to samo pytanie zadasz o Theriona, usłyszysz ciszę. To, że nie posiadamy stałego piosenkarza przypomina bardzo muzykę klasyczną. Nieważne, jaka orkiestra zagra dany utwór. Naszą muzykę zawsze grają profesjonaliści, niezmiernie trudno byłoby zagrać ją laikom. To samo ze śpiewem - dopóki solista jest bardzo dobry, to tak naprawdę nie jest ważne, kim on będzie. Dlatego praucjemy z innymi ludźmi na koncertach, a z innymi w studiu. To właśnie dzięki ciągłym zmianom solistów nasza muzyka jest tak różnorodna i nie da się jej zakwalifikować ani przewidzieć. Kolejnym plusem jest, że możemy komponować nawet najbardziej wymyślne utwory nie martwiąc się o to, że nasz wokalista mógłby czegoś nie zaśpiewać. Dawniej zwykło się uważać, że to ja jestem wokalistą Theriona. Dzięki "Vovin" zmieniło się wszystko, nastąpił przełom. Pamiętam, gdy ten krążek się ukazał podchodzili do mnie ludzie i mówili: "hej, ty wiesz, że moja mama uwielbia "Vovin"?". Wcześniej takie sytuacje zdarzały się niezmiernie rzadko, teraz częściej. Zdarzyło się nawet, że ktoś opowiadał o babci słuchającej Theriona... To niesamowite, że operowe wokale trafiają do ludzi w każdym wieku.

Skoro sam nie śpiewasz, to w jaki sposób dobierasz solistów? Jakie kryteria muszą spełniać, by śpiewać w zespole?

Ch:To są zawsze klasyczni soliści. Wiadomo, że muszą potrafić czytać nuty. Poza tym muszą się interesować gotykiem, nie mogą być ograniczeni muzycznie tylko do klasyki. Zwracam zawszę uwagę, by znali historię muzyki popularnej, Elvisa, ABBĘ, ale także mieli podstawy wiedzy o rocku. Zawsze łatwiej jest pracować z osobą, która orientuje się w tym, co dzieje się aktualnie na scenie muzycznej. Nie wyobrażam sobie, że jeśli spytałbym kogoś co to jest heavy meatl, on nie potrafiłby wymienić kilku podstawowych zespołów. Poza tym, wyczuwam intyuicyjnie czy ktoś nadaje się do danej piosenki. Jeśli chodzi o rockowych wokalistów, zawsze podchodzę do tego bardzo osobiście. Biorę konkretną piosenkę i konkretnego wokalistę i wyobrażam sobie, jakby sobie poradził.

Ufasz swoim uszom i wyobraźni...

Dam ci przykład, właśnie z "Vovin". Napisałem kawałek "The Wild Hunt" i wydawało mi się, że idealny do jego wykonania będzie Rob Halford z Judas Priest. Kilka dni później słyszałem promo CD niemieckiego Primal Fear i stwierdziłem, że to właśnie Ralf Scheepers nadaje się doskonale. Czasami warto poczekać, zanim podejmie się decyzję.

Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz dotycząca "Vovin". Ten album nagrałeś w zasadzie sam, z pomocą muzyków w studiu. Czy uważasz ten lonplay za niejako swój solowy album? Co chciałeś sobie udowodnić podejmując się samodzielnie takiej odpowiedzialności?

Tak, to oczywiście mój album solowy. Nie było muzyków Theriona, tylko muzycy sesyjni i ja. W momencie, kiedy zespół stawał się coraz popularniejszy, kiedy wreszcie były pieniądze, okazało się, że powstał spory problem - nie miał kto grać! Nie chciałem robić niczego na siłę, nie szukałem nowych muzyków w popłochu. Miałem piosenki, energię i pieniądze. Pomyślałem, że mogę to przecież nagrać sam! O pomoc poprosiłem Wolfa (perkusja) i Jana Kazda (bas). Nagrań dokonaliśmy w Woodhouse Studios.

W 2002 roku zespół obchodził swoje piętnastolecie. Zdecydowaliście się uraczyć fanów albumem koncertowym "Live in Midgard". Dlaczego akurat w taki sposób uczciliście swoje urodziny?

Prędzej czy później każdy zespół wydaje płytę koncertową. Mieliśmy już w swojej dyskografii dziesięć krążków studyjnych, przyszedł najwyższy czas na jakąś zmianę. Poza tym, fani od lat prosili nas o taką produkcję. Prawda jest taka, że myśleliśmy o tym od dawna. Podczas jednej z trasy promującej "Theli", nagraliśmy koncert z myślą o jego wydaniu. Brzmienie i w ogóle wszystko wyszło jednak tak fatalnie, że od razu zrezygnowaliśmy i podjęliśmy taką decyzję mimo tego, że zorganizowaliśmy całe przedsięwzięcie, wynajeliśmy ludzi. Nie dało rady! Bardzo trudno jest nam zagrać na żywo tak, by wszyscy muzycy byli usatysfakcjonowani. To zupełnie co innego niż w studiu. Trudno stwierdzić przed koncertem - tak, dziś zagramy rewelacyjnie i to będzie najlepszy nasz występ.

Dwa lata temu zaskoczyliście wszystkich dwiema płytami: "Lemuria" i "Sirius B". Therion wspiął się na szczyty swoich możliwości. Te albumy brzmią doskonale i są, zdaje się, kolejnymi przełomami w waszej karierze. To było ogromne, międzynarodowe przedsięwzięcie, w którym udział wzięło ponad 170 muzyków. Jak udało się pogodzić ze sobą terminy i zgrać tak by wszystko działało bez zarzutów? Tak czysto z logistycznego punktu widzenia...

Doświadczenie, czas i pieniądze - to klucze do tego, by takie przedsięwzięcie się udało. Angażowanie orkiestry i chóru nie było dla mnie niczym nowym, gdyż robiłem to już wcześniej. Oczywiście, potrzeba ludzi, którzy ci pomogą. Nie podchodzę do każdego muzyka po kolei i nie pytam, czy nie chciałby zagrać dla Theriona. Mam specjalistów i managerów, którzy zajmują się kontaktami z muzykami kotnraktowymi. Poza tym niewiele się zmieniło. Jedyna różnica polegała na tym, że mieliśmy podwójną ilość piosenek do zagrania. I muszę przyznać, to sprawiało nam wiele problemów. Utwory trzeba było rozbijać na części, potrzebowaliśmy tłumaczy. Generalnie, potrzeba było dużo osób, które zajęłyby się sprawami organizacyjnymi. Nagrania rozpoczęliśmy w naszym studiu Modern Art (stworzone przez Johnssona na potrzeby nagrania albumu "Secret of the Runes" - przyp.). Perkusja, bas, gitary, bałałajki, mandoliny, domry, wokale prowadzące i wokale solistów operowych zostały zarejestrowane właśnie tam. Natomiast już orkiestra symfoniczna, fortepian, klawesyn, kilku solistów i trzydziestodwuosobowy chór nagrano w Pradze. Oprócz tego, w najstarszym kościele w Kopenhadze rejestrowaliśmy prawdziwe organy. Naprawdę, roboty było sporo. Jedenaście miesięcy pracy, ponad 170 muzyków... wszystko brzmi imponująco. Opłaciło się...

Christofer, mamy rok 2006. Therion na pewno pracuje nad nowym materiałem, nie wierzę, że mogłoby być inaczej!

Prace zaczną się pod koniec tego tygodnia albo na początku przyszłego! (nasza rozmowa odbyła się 9 stycznia - przyp.) Mamy swoje zasady i tak naprawdę staramy się nie ujawniać zbyt wiele na temat przyszłych produkcji...

Ale polscy fani są żądni informacji! Nie możesz ich tak zostawić!

Powiem tak - nigdy nie ujawniamy tytułów, nazwisk...

Na pewno macie jakieś nowe kawałki!

Oczywiście! Niektóre czekają już od 2001 roku, czyli od czasu nagrywania "Secret of the Runes". Zacząłem pisać materiał na ten album, ale po jakimś czasie wpadłem na pomysł żeby zająć się mitologią nordycką. Niektóre numery przekształciłem, inne zostawiłem. Część zamieściliśmy na "Sirius B" i na "Lemurii", ale druga część nadal pozostała niewykorzystana. W międzyczasie cały czas komponowaliśmy, więc w 2004 roku mieliśmy tyle materiału, że spokojnie mogliśmy wydać trzy albumy. Nie widzieliśmy jednak sensu w tym, by jednocześnie wydawać tyle płyt. To byłoby po prostu za dużo. Chociaż z drugiej strony, jak widać, jesteśmy bardzo płodni i jeśli zostawilibyśmy kilka kawałków na następny album, po drodze powstałaby jeszcze masa kolejnych. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że wydamy ten krążek później. Poza tym, nie wyobrażaliśmy sobie jeszcze dodatkowej pracy nad trzecim albumem. Tak długo nagrywaliśmy "Sirius B" i "Lemurię"! Im dłużej pracujesz, tym dłuższych wakacji potrzebujesz. Nowy materiał na pewno ukaże się jeszcze w tym roku. Jednak nigdy nie chcemy składać zobowiązań i nie mogę dziś stwierdzić, kiedy trafi do sklepów. Wiele zależy od naszej wytwórni. Kto wie? Jeśli przyjmiemy wariant optymistyczny, album ukaże się jeszcze latem!

Zanim nadejdzie lato, już w marcu przyjedziecie do Polski na nasz największy festiwal - Metalmania. Co sądzisz o tym wydarzeniu i jak odbierasz zespoły, z którymi będziesz tego wieczoru dzielić scenę - m.in. Moonspell i Anathema?

Moonspell i Anathema były z nami w trasie w 1998. To są bardzo dobre zespoły i bardzo dobrze się z nimi jeździ w trasę i gra koncerty. Metalmani to jeden z najlepszych festiwali w Europie. Polska zawsze była do nas nastawiona bardzo przyjaźnie. Pamiętam gdy graliśmy na Metalmanii w 1993. Pierwszy raz występowaliśmy na tak dużym festiwalu. Pamiętam Death, Messiah, Cannibal Corpse, naprawdę wielkie kapele! O Metalmanii zawsze myślę w szczególny sposób, wiążą się z nią takie miłe wspomnienia! Potem jeszcze nie raz graliśmy w Polsce i zawsze widownia tłumnie przychodziła na nasze występy. Nie mogę o Polakach złego słowa powiedzieć! W sumie, nie wiem na czym to polega, ale we Wschodniej Europie zawsze gra nam się bardzo dobrze. Ludzie wydają się być tam bardziej otwarci, nie szufladkują niczego. Np.: jeśli chodzi o Niemcy, tam rynek muzyczny jest ogromny i nie cieszymy się aż taką popularnością. W krajach takich jak właśnie Polska, Węgry, Ukraina i Rosja i nawet w Ameryce Łacińskiej jesteśmy o wiele bardziej popularni!

Jak się gra koncerty w Ameryce Łacińskiej?

To są ogromne występy! W Boliwii, na przykład, graliśmy jako gwiazda dla ponad czterdziestotysięcznej widowni. W Ameryce Łacińskiej zawsze gramy dla takich tłumów. Były też takie przypadki, gdy graliśmy dzień po dniu dla 3-tysięcznej widowni.

Wróćmy jednak do polskiej Metalmanii. Będziecie w tym roku gwiazdą festiwalu. Czy przygotowujecie jakieś niespodzianki? Co specjalnego zaprezentujecie?

Przyznam, że rzeczywiście, będzie kilka niespodzianek. Nie mogę ich jednak zdradzić, bo to przecież niespodzianki! Z racji, że nie wydaliśmy ostatnio żadnego nowego albumu, nie będziemy grać niczego, czego nie znacie. Na pewno zagramy kilka klasycznych, heavymetalowych coverów, np.: Mercyful Fate. Na pewno będziemy chcieli też zaprezentować po kilka kawałków z każdego albumu. Z festiwalami jest taki problem, że występy nigdy nie są za długie. Trwają z reguły około półtorej godziny. Koncert z reguły planujemy tak, że 1/3 to klasyki, 1/3 to piosenki, które my najbardziej lubimy, a ostatnia 1/3 to ulubione kawałki publiczności. Zachowujemy rotację, dzięki czemu ngidy nie jest nudno. W ogóle, jeśli ktoś twierdzi, że widział koncert Theriona i wie już o co chodzi, to po prostu bredzi. Nasze koncerty nigdy nie są takie same, zawsze staramy się wprowadzić coś nowego. Jest wielka różnica między Therionem w 1998 roku a Therionem 2006.

Za rok zespół obchodzić będzie dwudziestolecie działalności. Czy masz już jakieś plany, jak uczcisz taką rocznicę?

Już trochę o tym myślę, ale nie mam sprecyzowanych planów i koncepcji. Zobaczymy, co czas pokaże. Swoją drogą, trochę dopadają mnie refleksje. Therion to wielka część mojego życia, przeżyliśmy już razem 20 lat! To tak szybko zleciało, a ja jestem teraz tylko coraz młodszy! Taaaa... dziwny ten świat!

Zgadza się, kuriozum goni kuriozum...

Rozmawiała Ewelnina Potocka, Metal Hammer nr 176, 2/2006

-