Wywiad dla Mystic Art (maj 2004)
Posted by Thor on August 14 2007 12:18:22
Powrócili! Z dwoma płtami naraz - "Lemuria" i "Sirius B". Oczekiwanie tych, którzy nie mogli czekać dłużej, zostało sowicie wynagrodzone. Albumy te, jak dowiecie się z poniższej rozmowy, powstawały przez ostatnie cztery lata, z przerwami i bez pośpiechu. Samo nagrywanie zajęło zespołowi prawie rok pracy, w studiach szwedzkich, czeskich, duńskich... Do współpracy zaprosili Praską Orkiestrę Symfoniczną. I powstał materiał wybitny, tu i ówdzie bardzo heavymetalowy i szybki, gdzie indziej znowu melancholijny, refleksyjny, symfoniczny... Porwający! Zapraszam na rozmowę z mózgiem Therion - Christoferem Johnssonem.

Dlaczego tak długo czekaliśmy na nową, a właściwie dwie nowe studyjne płyty Therion?

Przyczyn jest bez liku, wymienię kilka najistotniejszych. Po pierwsze, nagrywaliśmy ten album przez dziewięć miesięcy, czyli długo. Po drugie, między nową płytą i poprzednią, wydaliśmy album koncertowy "Live In Midgard". Jego przygotowanie, wydanie i promocja były bardzo czasochłonne. Album koncertowy został wydany z okazji piętnastolecia zespołu, więc mieliśmy w związku z tym sporo dodatkowej pracy. Wierz mi, udzieliłem wtedy wprost nieprawdopodobnej ilości wywiadów. Wbrew pozorom jest to zajęcie bardzo wyczerpujące. Po trzecie... Cóż, "Lemuria" i "Sirius B" to nasz jedenasty i dwunasty album, nie chcieliśmy się spieszyć, bo nie lubimy i nie musimy nagrywać nowej płyty co roku. Manowar w latach 90. wydał zaledwie dwa albumy u dlatego ukazanie się każdego z nich było swego rodzaju metalowym świętem. Ponadto nadprodukcja nie sprzyja jakości.

Mówiłeś niedawno, że te dwa albumy powinny się były ukazać zamiast poprzedniej płyty "Secret Of The Runes". Dlaczego?

Po nagraniu "Deggial" zaczęliśmy komponować materiał, który miał przybrać postać dwóch albumów wydanych jednocześnie...

Dlaczego więc do tego nie doszło?

Napisaliśmy jakieś siedem, może osiem utworów, z których w przyszłości miały powstać dwa albumy i nagle... pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem, że muszę napisać album koncepcyjny o skandynawskich sagach, inspirowany do pewnego stopnia muzyką ludową. Odłożyłem więc na bok stworzone wcześniej numery i zabrałem się za komponowanie tego - jak go dziś często nazywam - nordyckiego albumu. Gdy ukazał się "Secret Of The Runes" po prostu wróciliśmy do pracy nad zarzuconymi wcześniej utworami. Wkrótce mieliśmy już 24 kompozycje, potem 40 i cały czas ich przybywało. W sumie napisaliśmy 55 utworów, a więc mieliśmi materiał na trzy duże, a przy tym bardzo dobre pod względem jakości, albumy.

Hm, skąd ta wzmożona kreatywność?

Kristian i Johan są stosunkowo nowymi członkami zespołu, więc chcieli przede wszystkim grać, grać, komponować... Często graliśmy razem moje wcześniejsze numery, graliśmy też ich utwory, cały czas pobudzaliśmy się muzycznie. Kristian pokazywał nam, czego nauczył się w latach 90. w Los Angeles, na studiach w Instytucie Muzycznym, a to było bardzo inspirujące. Ponadto, utwory powstawały w bardzo demokratycznej atmosferze, wszyscy byliśmy równoprawnymi twórcami, co musiało być dla reszty zespołu istotnym bodźcem.

Wspomniałeś, że nagrywaliście oba albumy dziewięć miesięcy. Który utwór był najtrudniejszy?

Z całą pewnością "The Voyage Of Gurdjeff" z uwagi na partie orkiestry. Natomiast dla nas, muzyków Therion, najtrudniejszy był pewnie "The Wondrous World Of Punt". Chciałem w tym numerze umieścić dźwięk prawdziwych starych organów kościelnych i w tym celu szukałem w Szwecji odpowiedniego kościoła. Nie było to wcale takie łatwe, ponieważ żaden z kościołów nie był w stanie zapewnić nam taiego brzmienia, jakiego potrzebowaliśmy. W trzech różnych świątyniach zaprezentowano nam trzy różne rodzaje organów kościelnych, ale na żadnych z nich nie można było zagrać tego, co miałem zapisane w nutach. A nawet jeśli technicznie było to wykonalne, bardzo odbiegrało od wykoncypowanej przeze mnie wizji. Hm, tyle starań dla nagrania czterdziestosekundowej partii! Teraz rozumiesz już rozmach płyty... W końcu pojechaliśmy do Danii, bo tam, w Kopenhadze, były organy kościelne, jakich szukaliśmy. Powyższa historia dobrze chyba odzwierciedla naszą troskę o wiarygodność muzyki. Wszystko, co słyszysz na tej płycie, jest absolutnie rzeczywiste. W ogóle na ostatnich trzech płytach postawiliśmy na prawdziwość. Jedynie takie instrumenty jak elektryczne pianino były dawniej nagrywane z syntezatora, bo daje on identyczne brzmienie. Tym razem jednak nie popełniliśmy najdrobniejszego nawet kompromisu, nagraliśmy wszystko - nawet to nieszczęsne elektryczne pianino - z prawdziwych instrumentów. Więc wszystkie dźwięki mandoliny, bałałajki, które słyszysz na płycie, są prawdziwe. Taki żywy instrument daje ci wprost nieograniczone możliwości. Na przykład na kontrabasie możesz zagrać niżej niż na wiolonczeli. Kontrabas daje ci oczywiście głębszy dźwięki, ale jeśli odpowiednio je ustawisz względem siebie, wtedy wiolonczela będzie bardzo głęboka... Chcieliśmy więc robić takie eksperymenty z kontrabasem i wiolonczelą, a dyrygent, który dla nas to nagrywał, w ogóle nie mógł zrozumieć, o co nam chodzi (śmiech) Zresztą, zjeździliśmy całe Czechy w poszukiwaniu młodych i zdolnych dyrygentów, którzy pomogliby nam w zarejestrowaniu naszych pomysłów. To było dość trudne, bo w niektórych partiach chcieliśmy spojrzeć na muzyczną materię pod innym kątem i nagrać coś inaczej niż nagrywano dotychczas... Wszystko to sprawiło, że dla mnie ireszty zespołu "Lemuria" i "Sirius B" to po prostu najlepsze albumy w historii "Therion! Będąc w studiu, obiecaliśmy sobie, że nie opuścimy go dopóki nie powstanie najlepszy materiał w naszym dorobku. Podejrzewam, że uśmiechasz się pod nosem słysząc te słowa, gdyż pewnie od każdego wykonawcy, z którym robisz wywiad, słyszysz, że właśnie udało im się stworzyć najlepszy album. Po czym ci sami wykonawcy po dwóch latach mówią: "Racja, nie był tak dobry, jak przypuszczałem, ale ten, który teraz nagrywamy, będzie lepszy. Ba, będzie najlepszy! (śmiech) Od samego początku Therion rozwijał się stopniowo, wchodził na coraz nowsze muzyczne terytoria, wchłaniał nowe wpływy, zmieniał się. Każdy album był szczytem naszych twórczych możliwości, ale ten jest absolutnie najlepszy. Największym dla mnie koszmarem byłoby, gdyby Therion stał się takim Motorhead, który nagrał kilka znakomitych albumów, a potem nagrywał po prostu covery swoich własnych piosenek. Dlatego nie rozumiem, jak wielu ludzi może mówić, że nowy album Motorhead jest najlepszy, jak można w ogóle różnicować albumy Motorhead? Przecież one są w zasadzie takie same... Therion ma inną filozofię tworzenia. Gdy wydajemy nową płytę, musi to być coś wyjątkowego, szczególnego i innego.

A może Motorhead ma rację. Może lepiej nagrywać albumy, jakich oczekuje publiczność, zamiast wciąż zaskakiwać ją nowymi pomysłami i muzycznymi konceptami. Jeżeli twórca wciąż zaskakuje, to powoli słuchacze mogą tracić z nim kontakt, nie uważasz?

Nie. Nie twierdzę, że filozofia Motorhead jest zła, jest inna, specyficzna dla Motorhead. Therion ma inną muzyczną formułę, która z kolei jest specyficzna tylko dla Therion. Uważamy, że takie podejście umożliwia nam rozwój i zapobiega stagnacji. Nie sądzę też, żeby słuchacze tracili kontakt z zespołem, który zwyczajnie, w wyniku muzycznej ewolucji, zmienia się. Kilka osób powiedziało mi już, że nowy materiał jest po prostu genialny, wizjonerski. Nagrywając go, obawiałem się, że ludzie mogą powiedzieć: Cholera, znowu chór, orkiestra, trochę gitar, ale generalnie to samo... Bo słuchacze, jak wynika z moich obserwacji, są bardziej wrażliwi na kosmetyczne, niż szerzej zakrojone zmiany. Weż jeden utwór i zmień jego brzmienie, przycisz jeden instrument, wydobądź inny, a ludzie powiedzą: Cholera, ależ oni się zmienili, ale rewolucja! (śmiech) Ale jesli zmienisz strukturę utworu, wprowadzisz naprawdę istotne zmiany z punktu widzenia konstrukcji numeru, zmienisz sposób komponowania, większość ludzi tego nie dostrzeże. Gdy cztytałem recenzje poprzedniej płyty i widziałem tam: "Nie ma nic nowego na nowym albumie Therion", miałem ochotę zadzwonić do takiego dziennikarza i zapytać go: Jak to kurwa nic nowego? Przecież wszystko tutaj jest inne niż wcześniej! Na nowym albumie najszybciej dostrzeżej takie zmiany, jak inne brzmienie gitar, nowe podejście do muzyki klasycznej. Posłuchaj tylko "Dream Of Swedenborg"! Tych różnic ludzie nie mogą przeoczyć. Tak wielki postęp zawdzięczamy w największym chyba stopniu Kristianowi i Johanowi, którzy wnieśli do zespołu nowe sposoby komponowania, ale także fantastyczną muzyczną różnorodność. Myślę, że nawet jeśli twórca zaskakuje, wprowadza rewolucyjne zmiany, ludzie nadal go słuchają. Dzisiaj fani są bardziej otwarci, lepiej przygotowani na przyjęcie największych nawet zmian. Chciałbym, żeby płyty Therion nigdy się nie starzały, żeby można było do nich wracać nawet po dziesięciu latach. My nigdy nie dopasowujemy się do panujących na scenie trendów, bo trend daje ci chwilową popularność, ale gdy ginie, zespół znika wraz z nim. Płyty Therion, nagrywane w zupełnej izolacji od aktualnych muzczynych mód, będą - mam nadzieję - jeszcze długo aktualne.

Gdy ukazał się "Live In Midgard" opowiadałeś czytelnikom Mystic Art o swojej fascynacji muzyką Wagnera. Powiedziałeś wtedy, że jego twórczość jest czystą kreatywnością, niezakłóconą inwencyjnością. Może właśnie o to chodzi w muzyce Therion, żeby była kreatywna aż do bólu?

Porównywanie Therion do Wagnera... Hm, to chyba za dużo powiedziane! (śmiech) Nie, nasza muzyka nie jest taką czystą kreatywności, nie chcemy też przewartościowywać formuły metalowej jako takie. Wiesz, Wagner całkowicie zreformował operę, bo uznał, że trzeba odświeżyć gatunek, który się wyczerpał. Wszyscy byli przeciwko niemu, a on spowodował muzyczną rewolucję. Zrobił coś, co praktycznie jest nieosiągalne w muzyce rockowej czy metalowej. Gdybyś zestawił twórczość Elvisa i Beatles, otrzymalibyśmy w przybliżeniu skalę zmian, które w muzyce spowodował Wagner. A tak na marginesie, sukces Beatlesów i Elvisa wynikał nie tylko, że grali świetną muzykę, ale z tego, że grali ją w bardzo dobrym czasie. Przed nimi praktyczni nie istniała muzyka dla młodzieży... Oczywiście był jazz, ale on był kierowany nie tylko do młodych. Natomiast Presley i Beatlesi tworzyli muzykę tylko i wyłącznie dla nich.

Jeden z dziennikarzy porównał wasz wpływ na muzykę metalową do wpływu, jaki na muzykę klasyczną miał Strawiński.

Uff... (śmiech) Hm, Strawiński z całą pewnością nie był takim reformatorem jak Wagner, ale wzbogacił muzykę klasyczną o elementy, których wcześniej nie było, zwłaszcza takie sentymentalne podejście... Muzykę, która wcześniej była bardzo abstrakcyjna, którą zachwycali się znawcy, analizowali kompozytorzy, Strawiński uczynił po prostu miłą, piękną i trochę impesjonistyczną. Jest muzyką, którą możesz podziwiać za geniusz formy, za rozmach, ale jest też taka, którą możesz kochać, bo zwyczajnie dobrze się jej słucha. I to jest własnie Strawiński! Chociaż okres największej fascynacji jego muzyką mam już za sobą, często wracam do niego, bo mnie urzeka. Po prostu.

Orkiestrę nagrywaliście w Pradze. Dlaczego wybraliście akurat Praską Orkiestrę Symfoniczną?

Są najlepsi! Mają fantastycznych śpiewaków. W Szwecji nie mogliśmy znaleźć tenora, który zaśpiewałby to, co chcemy, na początku utworu "The Khlysti Evangelist". Romantyczny tenor śpiewaka praskiej orkiestry oczarował nas od razu, jak tylko go usłyszeliśmy... Fantastycznie się z nimi współpracuje, są bardzo aktywni, nie ograniczają się tylko do odegrania tego, co im zlecisz, ale proponują swoje rozwiązania, pomagają w usunięciu problemów. Poza tym mają znakomity chór, który ustawiliśmy tak, żeby kobiece głosy brzmiały bardzo dziewczęco, żeby były piskliwe, prawie dziecinne. Dobrze to słychać na przykład w utworze "Son Of The Sun" z płyty 'Sirius B". Niektórzy mi zarzucają, że na obydwu płytach jest za mało metalowego wokalu, a przecież są metalowe wrzaski w "Typhon" ocierające się nawet o growl! W każdym utworze, ale i na całej płycie jako takiej, udało mi się zrównoważyć liczbę wokali operowych, chórów, solistów i wokalu stricte metalowego.

Druga z wydanych płyt - "Sirius B" - to w gruncie rzeczy płyta heavymetalowa, delikatniejsza i subtelniejsza od "Lemuria". Wydaje mi się, że na "Sirius B" gitary grają bardzo tradycyjnie, jak w Maiden, a dopiero na to nałożyliście chóry i głosy operowe. Innymi słowy, "Sirius B" to taki Iron Maiden wymieszany z Therion z okresu "Deggial"...

Wow! Wpływ Maiden? Na pewno. Może jeszcze dorzuciłbym Judas Priest? Ale czy Therion z okresu "Deggial"? Być może, ale nie na pewno. (śmiech) Poważnie mówiąc, masz rację. "Sirius B" jest bardziej melodyjny, może łatwiejszy do słuchania... Gdy nagrywaliśmy ten album, pomdzieliliśmy napisane utwory na trzy działy. Do pierwszego wrzuciliśmy numery progresywne, powykręcane, skomplikowane. Do drugiego - powiedzmy - nowoczesny metal. Riffy trochę w stylu Voivod, techniczne zagrywki, duże zróżnicowanie. Przykładem tego drugiego działu jest płyta "Lemuria". Na przykład utwór "The Dreams Of The Swedenborg" powstał z wyraźnej inspiracji Hendrixem. W innych utworach na tej płycie odnajdziesz wpływy Laibach, to znów ktoś dopatrzył się Rammsteina. Przyznaję, utwór "Feuer Overture/Prometheus entfesselt" jest inspirowany właśnie Rammsteinem i trochę Laibachem. Specjalie wbraliśmy niemiecki tytuł, bo chropowatość i surowość języka niemieckiego dobrze pasuje do zimnego, sterylnego brzmienia tego utworu. No i wreszcie trzeci dział, którego przykładem jest płyta "Sirius B" - melodia, heavy metal, chwytliwe kawałki... Te muzyczne działy, o któych opowiadam, nie są rozłączne, powiem ci na przykład, że utwór "Kali Yuga", który jest na płycie "Sirius B" miał się pierwotnie znaleźć na "Lemuria". "Kali Yuga" jest ostrzejszy, agresywniejszy, posiada nawet taki jeden typowo voidowski riff. Może powinien znaleźć się na "Lemuria", ale zdecydowaliśmy inaczej i dzięki temu "Sirius B" jest jeszcze bardziej urozmaicony. Zdaję sobie sprawę z tego, że obie płyty sa trudne do opisania, nie mieszczą się w żadnym gatunku, ani żadnej wygodnej formule muzycznej...

To znaczy, że najbezpieczniej jest mówić o waszej muzyce po prostu "therion metal"?

Tak. To bardzo korzystne nie miec formuły, nie skupiać się na żadnym określonym gatunku i tworzyć muzykę niezależnie od podziałów. Zgoda, etykiety ułatwiają rozeznanie słuchaczom, którzy w lawinie zespołów i dźwięków, która na nich spada, mogą czuć się zagubieni. Zespół nie potrzebuje jednak żadnych etykiet. Oczywiście, możesz mówić o Therion, że gra opera metal, bla, bla, bla.... Jeżeli jednak formułę opera metal zastosujesz do dwóch zespołów, popełniasz błąd, bo w ten sposób sprowadzasz do wspólnego mianownika całe muzyczne bogactwo obu grup. Upraszczasz, a ponadto zaostrzasz konkurencję między zespołami.

Jak to?

Jeżeli o jednym zespole, dajmy na to, zespole X, mówisz, że gra opera metal, wszystko jest w porządku. Jest tylko jeden zespół X, który wykonuje ten rodzaj muzyki, ma swoją określoną widownię, do której adresuje płyty... Jeżeli jednak o innym zespole, nazwijmy go Y, powiadasz, że on też gra opera metal, automatycznie kreujesz go na rywala zespołu X. Tym samym, jednorodna dotychczas widownia zespołu X, dzieli się... Część słuchaczy zostaje przy zespole X, część przechodzi do Y. To jest oczywiście bardzo, bardzo, chyba za bardzo, uproszczony schemat, ale tak to wygląda z punktu widzenia muzyka. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie da się tego uniknąć i słuchacze, media, dziennikarze bardzo potrzebują etykietek. Zresztą sam nie mam nic przeciwko określeniu "therion metal" (śmiech) Kiedy mówią o nas i innych zespołach, że gramy metal orkiestrowy, to nie mówią całej prawdy. My wnikliwie studiujemy muzykę klasyczną i sami przygotowujemy te partie, a wiele innych zespołów zleca ich wykonanie komus innemu. Pod tym względem wszystkie partie klasyczne w naszej muzyce są - że tak powiem - organiczne. Nie pochodzą z zewnątrz, ale istnieją na tych samych prawach co pozostałe składniki. Większość zespołów, wprowadzających dzisiaj elementy muzyki klasycznej, nie robi tego bynajmniej z powodu fascynacji muzyką poważną. Robią to, ponieważ prekursorzy takiego grania odnieśli sukces. Oczywiście, są też i wykonawcy, którzy umiejętnie mieszają elementy metalowe i klasyczne, dlatego na przykład bardzo lubię nowy album Dimmu Borgir. Ta kombinacja różnorodnych elementów jest czymś, co nieodłącznie wiąże się z Therion. Co więcej, dotyczy to nie tylko muzyki, ale także konceptów lirycznych. Na "Lepaca Kliffoth" mieliśmy elementy perskie, na poprzedniej płycie nordyckie... Jeden ze słuchaczy napisał nawet, że patrząc na całokształt dokonań Therion, można stwierdzić, że naszym celem jest stworzenie czegoś wielokulturowego.

Rzeczywiście macie taki zamiar?

Nawet jeśli mamy, jest on raczej nieuświadomiony. Chętnie sięgam po wszystko, co wzbogaci muzykę Therion i nie zastanawiam się czy zapożyczam coś z jednej kultury, czy z innej. Nie zastanawiam się też, czy jakiś motyw muzyczny jest wyraźnie inspirowany przez takiego czy innego wykonawcę. Jeżeli pasuje do mojej ogólnej wizji muzycznej, po prostu korzystam z niego. Wiesz, naszym jedynym celem jest nagrywanie płyt, które sami chcielibysmy kupić i których słuchalibyśmy z przyjemnością. Wierz mi, gdybym dzisiaj był nie muzykiem, ale zwyczajnym słuchaczem, Therion byłby moim ulubionym zespołem... Według mnie, dobry kompozytor to taki kompozytor, który gra to, co lubi, a więc logiczne - zły kompozytor to ten, który nie potrafi zagrać tego, co lubi. Dlatego uważam, ze jestem niezłym kompozytorem. (śmiech) Wspomniałeś, że praca gitar na "Sirius B" przypomina ci Iron Maiden. I ja się z tym zgodziłem, ale teraz chciałbym dodać do tego coś jeszcze. Wpływ Iron Maiden jest przykładem takiego nieświadomego zapożyczenia. My naprawdę na co dzień nie słuchamy ani Iron Maiden, ani heavy metalu, zanurzamy się natomiast w muzyce rockowej z lat 70. Tymczasem okazuje się, że gramy podobnie do Ironów... Ja się tego nie wypieram, ale zapewniam, że to jest niezamierzone! Proszę o tym pamiętać. (śmiech)

Przed wydaniem nowej płyty opuścił was perkusista Richard. Zresztą nigdy nie mieliście szczęścia do bębniarzy, ciągle od was odchodzą. Dlaczego tak trudno jest być pałkerem Therion?

Dlatego, że potrzebny nam jest, zwłaszcza dzisiaj, bardzo dobrze przygotowany, nienaganny technicznie perkusista. Wcią ż mamy jednak także utwory proste, gdzie potrzebny jest perkusista silny i szybki. Innymi słowy, materiał Therion wymaga od bębniarza wszechstronności... Musi on umieć połączyć różne rodzaje gry i w każdym z nich musy być jednakowo dobry. Ruchard od nas odszedł, bo nie mógł się dopasować do tempa pracy w zespole. On po prostu nie mógł długo wytrzymać w jednym miejscu. Chciał cały czas podróżować i grać koncerty. Była zaangażowany w niezliczoną ilość projektów, z jednego studia wprost jechał do innego, po czym wbiegał na scenę z innym zespołem. Kiedy nagrywaliśmy album i potrzebowaliśmy skupienia, nie mógł wytrzymać, chciał jechać w trasę i grać! Wciąż szukał jakichś wyzwań, nie mógł bez nich żyć. Potrzebował bezustannego kopa w dupę. Nie zrozum mnie źle, był bardzo miłym facetem i utalentowanym perkusistą, ale przyszedł do zespołu w niefortunnym momencie. Zaczęliśmy nagrywać nową płytę, Richard nagrał swoje partie w ciągu pierwszych dwóch tygodni, a materiał był skończony dopiero po dziewięciu miesiącach. Przez cały ten czas Richard nie miał nic do roboty. W międzyczasie dołączył do Soilwork i zaczął z nimi dość intensywnie grać, a wkrótce potem uznał, że nigdy nie będzie się dobrze czuł w Therion i powinien odejść. Szanuję jego decyzję.

Maciek Bury, Mystic Art 25
Dzięki dla Yuza za podesłanie skanu

-