Wywiad dla Metal Hammer 2008
Posted by Thor on September 23 2008 11:25:17



http://www.metalmind.pl/metalhammer/

Na kolejny studyjny albmTherion przyjdzie nam poczekać może nawet dwa lata. Grupa serwuje w zamian DVD "Live Gothic", które powinno zwrócić uwagę zwłaszcz polskich fanów: znalazł się na nim zapis koncertu, jaki zespół Christofera Johnssona zagrał czternastego lutego zeszłego roku w warszawskiej Stodole. Na ten temat rozmawialiśmy jednak z Christopherem niewiele. Potraktujcie poniższą rozmowę jako dialogowaną retrospekcję wydarzeń, jakie w obozie Therion miały miejsce na przestrzeni ostatniego roku.

MH: Po tych wszystkich latach działalności w Therion jesteś jeszcze w stanie uznać wywiad za coś więcej niż zło konieczne?

Wiesz, pierwszych kilkanaście rozmów po premierze każdego albumu jest w porządku. Ale na przykład po wydaniu "Lemuria" i "Sirius B" było tych wywiadów ponad dwieście: telefonicznych, korespondencyjnych, przeprowadzanych na żywo w trasie. Nawet jeśli mówisz o czymś, co cię pasjonuje, może ci to obrzydnąć przy pięćdziesiątym podejściu do tego samego pytania. Z drugiej strony, jest mi miło, że dziennikarze chcą rozmawiać na temat Therion, że ich to wciąż obchodzi.

Orientujesz się w ogóle, ilu wywiadów udzieliłeś na przestrzeni dwudziestu lat działalności zespołu?

Nie mam pojęcia. Na początku na pewno nie było ich jednak aż tak wiele. Większe zainteresowanie zanotowałem po raz pierwszy gdzieś na wysokości "Lepaca Kliffoth". Zresztą cała promocja wyglądała teraz zupełnie inaczej niż przed laty. Obecnie osią działalności jest Internet, a kiedy zaczynaliśmy, wszystko kręciło się wokół półprofesjonalnych, czy wręcz amatorskich, fanzinów. Nigdy nie odmawiałem jednak wywiadów, nawet jeśli periodyk trafiał do pięciuset, czy może nawey kilkudziesięciu fanów metalu.

Wspomniałeś o fanzinowej działalności, która na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w zasadzie napędzała funkcjonowanie metalowego undergroundu. Undergroundu, z którego wyrósł Therion. To dobry pretekst, by zapytać, czy dwudziesta rocznica zespołu, którą obchodziłeś w zeszłym roku, przywołała wiele wspomnień?

Bez przesady... Wspomnienia wracały raczej wtedy, kiedy w 2006 roku przygotowywaliśmy kompilację "Celebrators of Becoming". Jeden z krążków DVD, które wchodzą w skład tego zestawu, zawiera archiwalia. I fakt - one przeniosły mnie w przeszłość. Pewnie dlatego jubileuszowa trasa nie była już tak bardzo spowita nostalgią.


Kiedy Therion powstawał, miałeś zaledwie piętnaście lat. Nie mam wątpliwości, że od tamtej pory musiałeś się poważnie zmienić, nie tylko jako twórca i gitarzysta, ale po prostu jako człowiek. Ciekawi mnie jednak, jak wiele pozostało w tobie z tego piętnastolatka?

Piętnastolatek to jeszcze dzieciak... Okazało się, że całe moje dorosłe życie związane było z zespołem. Wydaje mi się, że moja ewolucja jako człowieka była ściśle sprzężona z rozwojem twórczości Therion. Przecież nasze najwcześniejsze nagrania były pełne agresji, wściekłości. To jasne, że jako nastolatka fascynowała mnie w muzyce energia, wykop, nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Z każdym kolejnym rokiem perspektywa się jednak poszerzała, moje potrzeby stawały się coraz większe, podobnie jak ambicje.

Przyszło ci dwie dekady temu do głowy, że Therion będzie nie tylko niezobowiązującym hobby, ale twoim głównym zajęciem, źródłem utrzymania?

Taki był plan, ale byłem realistą. Stawiałem sobie cele, które - jak sądziłem - były w moim zasięgu. I dlatego pierwszym marzeniem po założeniu Therion było nagranie taśmy demo. Kiedy mieliśmy już demówkę, postanowiłem zdobyć kontrakt płytowy. A kiedy umowa była podpisana, zapragnąłem pojechać w trasę koncertową. "Trasa" to może zresztą zbyt wiele powiedziane - chciałem zagrać kilka koncertów pod rząd, dzień po dniu. Od początku stosowałem metodę małych kroków - z jednego poziomu wspinałem się na kolejny. I w końcu dotarłem do pułapu, na którym mogłem utrzymać się z grania. Gdyby jednak dwadzieścia lat temu ktoś powiedział mi, że Therion da mi utrzymanie, a na dodatek odciśnie pewne piętno na scenie metalowej, puknąłbym się w głowę. Zaczynaliśmy przecież od death metalu. Nie tylko dla nas, ale i dla innych przedstawicieli stylu niewyobrażalnym było, by cokolwiek na tej muzyce zarabiać. Jeśli kapela deathmetalowa zdołała sprzedać dwadzieścia tysięcy egzemplarzy albumu, było to oszałamiającym rezultatem. Kiedy Entombed osiągnęli taki wynik, byliśmy powaleni. Martin Eric Ain z Celtic Frost mówił mi, że "Into the Pandemonium" rozeszło się wkrótce po premierze w niewiele większym nakładzie. A przecież Frost byli wtedy bogami! Na początku lat dziewięćdziesiątych scena death metalu była wbrew pozorom niewielka, teraz klimat wokół tej muzyki jest zupełnie inny. Styl nie budzi już kontrowersji, jest akceptowany, ma siłę przebicia, ma potencjał komercyjny. Pamiętam, że największa publiczność deatmetalowa jaką Therion przyciągnął na koncert - rzecz miała miejsce w Sztokholmie - liczyła czterysta osób.

O wiele więcej fanów oglądało was na zeszłorocznej, wspomnianej już trasie jublieuszowej. W kilku koncertach wzięli udział byli członkowie zespołu: Piotr Wawrzeniuk i Mats Leven.

Relacje z Piotrem właściwie nigdy się nie rozluźniły. Występował z nami gościnnie, wskakiwał od czasu do czasu na scenę. Kiedy wziął udział w zeszłorocznej trasie, nie miałem zatem poczucia, że odkurzamy historię sprzed lat. Spośród wszystkich byłych członków Therion, Piotra wspominam chyba najmilej i zawsze cieszy mnie perspektywa - choćby krótkotrwałej - współpracy z nim. Piotr ma jednak dzieci, dziewczynę, studia i trudno mu wygospodarować czas na działalność muzyczną. Ale z okazji trasy jubileuszowej udało się.

Na tej trasie wykonywaliście utwory wybrane przez fanów Therion w plebiscycie zorganizowanym na waszej oficjalnej stronie internetowej. Czy sam skonstruowałbyś podobny repertuar?

Przewidziałem wynik tego głosowania. Zaskoczył mnie jeden lub dwa kawałki. Prawdę mówiąc, na miejscu fanów głosowałbym na utwory, które niekoniecznie są moimi ulubionymi, ale takimi, których trudno oczekiwać na koncercie. Wykorzystałbym okazję, by zawalczyć o coś mnie oczywistego.

Na trasie wykonywaliście też w całości materiał z albumu "Theli". Płyty, która w karierze Therion była przełomem nie tylko stylistycznym, ale też komercyjnym. To jedyne powody, dla których wyróżniliście na koncertach właśnie tę pozycję?


Gdyby nie "Theli, zespół by nie przetrwał. Już wtedy mieliśmy sprecyzowaną wizję muzycznego rozwoju Therion, ale realizacja tej wizji wymagała nakładów finansowych. Nie mieliśmy ochoty poprzestawać na półśrodkach, więc gdyby Theli nie odniosła sukcesu, nie dysponowalibyśmy środkami niezbędnymi do rozwoju kapeli. Nie chciałem komponować dla Therion utworów, których nie mógłbym zarejestrować w studiu ze względu na ograniczenia budżetowe. A "Theli" ocaliło nas od tego problemu. Jednocześnie jak najdalszy jestem od stwierdzenia, że to nasz najlepszy materiał. "Theli" nie było też największym rynkowym osiągnięciem zespołu - na przykład młodszy o dwa lata "Vovin" sprzedawał się zdecydowanie lepiej. Gdybyśmy mieli przypomnieć na żywo najpopularniejszą płytę, to byłby zapewne właśnie "Vovin". Ale nie sposób odmówić "Theli" szczególnego znaczenia w historii Therion: dzięki niej zespół zaczerpnął głęboki oddech, nabrał tempa.

Trasa jublieuszowa była ostatnią, w której wzięli udział twoi wieloletni współpracownicy - bracia Kristian i Johan Niemann - oraz Peter Karlsson. Nie będę pytał cię o powody rozstania - ostatecznie można przeczytać o nich w obszernym oświadczeniu na stronie zespołu. Dziwi jednak, że wszyscy trzej odpuścili w tym samym momencie.

Nie było dla mnie zaskoczeniem, bynajmniej. Sam zasugerowałem, że powinni przemyśleć sens swojego dalszego członkostwa w Therion. Nie zrozum mnie źle: nikogo niewyrzuciłem z zespołu, po prostu dało się wyraźnie wyczuć, że coś było nie tak. W Therion nie da się być na dziewięćdziesiąt procent. Albo angażujesz się na stówę, albo w ogóle odpuszczasz. Kristian, Johan i Peter sami doszli do wniosku, że powinni zrezygnować. Bardzo szanuję ich za tę decyzję, która była przecież wyrazem odwagi. Wielu muzyków oszukiwałoby samych siebie tylko dlatego, że zespół taki jak Therion daje utrzymanie. Nie zbijesz w tej kapeli fortuny, ale o rachunki na pewno nie musisz się martwić. Nie każdy by z tego zrezygnował. W życiu chłopaków ostatnio trochę się pozmieniało. Kristian na przykład zaangażował się w związek: od zawsze bujał się z jakimiś pannami, ale teraz po raz pierwszy naprawdę mu zależy. Ale taki obrót spraw nie jest przecież niczym szokującym. Biografie większości znanych zespołów obejmują podobne zdarzenia. Kiedy zaczynasz grać, jesteś pełen entuzjazmu, potem zyskujesz popularność, nagrywasz kilka albumów, wreszcie przychodzi stagnacja, zniechęcenie. Płomień w Therion nie zgasł przez te wszystkie lata, bo skład zasilają wciąż nowi ludzie, muzycy głodni osiągnięć. Na przykład Peter, który grał na perkusji na ostatniej płycie, to chyba najwszechstronniej uzdolniony muzyk, z jakim kiedykolwiek współpracowałem. To doskonały perkusista, błyskotliwy kompozytor, świetny wokalista, na gitarze gra o wiele lepiej ode mnie. Jakby tego było mało, radzi sobie z basem i instrumentami klawiszowymi. Jakim cudem ten koleś nagrał swoją pierwszą płytę właśnie z Therion - dopiero kiedy dobiegał trzydziestki? Wyobraź sobie, jak bardzo musiał być umotywowany, kiedy dołączał do zespołu, jak wielki zastrzyk energii i entuzjazmu nam to zagwarantowało. Podobnie z braćmi Niemann: przed Therion nie nagrali płyt. Kristian pierwszy koncert z Therion zagrał dla około trzydziestu tysięcy fanów na festiwalu Dynamo. Wcześniej występował w pubach. Razem nagraliśmy kilka albumów, objechaliśmy świat dookoła, występowaliśmy dla tłumów. Z czasem przestaje to być jednak aż tak ekscytujące. Jestem pewien, że w poprzedniej konfiguracji zdołalibyśmy nagrać kolejną płytę, ale pewnie wkradłaby się rutyna. Chłopaki pytali, czy przeszkadzałoby mi, gdyby znaleźli sobie sobie normalną pracę, a kolejną płytę nagrywali po godzinach. Cóż, ja tak nie potrafię - nie potrafię na pół gwizdka.

Znalazłeś już nowych muzyków?

Nigdy nie szukałem muzyków do składu, oni po prostu się pojawiali (śmiech). Jak wspominałem, większość ludzi, z którymi grałem, przed dołączeniem do Therion była nieznana. Muzycy, których wynajmowałem na jakiś czas, mieli wprawdzie wyrobione marki, ale członkowie stałego składu przychodzili znikąd. Już dzień po tym, jak na stronie Therion pojawiła się informacja o odejściu Kristiana, Johana i Petera, otrzymałem maile i telefony z propozycjami współpracy. Tym razem nie wszyscy byli kompletnie nieznani, ale i tak nie sądzę, by słyszał o nich ktoś spoza Szwecji. Miałem też dwa własne typy co do gitarzystów. Niestety, jeden miał zobowiązania wobec innych zespołów, drugi - wobec rodziny. Ostatecznie postanowiłem więc, że wstrzmam się na jakiś czas z konstruowaniem nowego składu. Nie mamy w tej chwili planów koncertowych, poza jednym festiwalem we wrześniu, zresztą w Polsce. Zagram tam z tymczasowymi współpracownikami. Mam mnóstwo czasu, by rozwiązać problem stałego składu, bo kolejna płyta nie ukaże się wcześniej, niż w połowie 2010 roku.

Oczekiwanie na nią ma umiliśc DVD "Live Gothic" z zapisem koncertu rejestrowanego w zeszłym roku w Warszawie. Czy świadomość, że występ był rejestrowany, wzmagała tremę?

Nie, nie tym razem. Kiedy po raz pierwszy nagrywały nas kamery, na festiwalu w Wacken, było nerwowo. Drugi raz, w Meksyku, też nie był łatwy, ale wiedzieliśmy, że będzie drugie podejście. W Warszawie byliśmy w miarę wyluzowani. Byliśmy spokojni o nagłośnienie, oświetlenie, scenę. Co więcej, byliśmy w środku europejskiej trasy, więc zespół był rozgrzany, graliśmy pewnie, na wysokich obrotach. W Meksyku natomiast rozpoczynaliśmy światową trasę, więc margines ryzyka był o wiele szerszy. Występ w Polsce różnił się od pozostałych na tasie może tylko tym, że nie pozwoliliśmy sobie nawet na chwilę wytchnienia. Na scenie trzeba było rozważnie gospodarować energią, by nie paść w połowie na twarz. U was poszliśmy na całość.

Rozmawiał Maciej Krzywiński
Podziękowania dla redakcji Metal Hammer (szczególnie dla pana Darka Świtały) za zgodę na zamieszczenie wywiadu.
Wywiad przeprowadzony w lipcu 2008
Podziękowania dla nosiciela najczystszego zła, człeka o ksywie Kot6k, który to podesłał skan.

Zdjęcia: Georgy Georgiev / Tsvetan Todorov