Pierwszym dużym sukcesem grupy była wydana w 1996 roku płyta "Theli". Od tej pory zespół dysponował coraz większymi funduszami, a te z kolei umożliwiały lepszą produkcję płyt, zaangażowanie utalentowanych muzyków sesyjnych, aż w końcu Johnsson mógł sobie pozwolić - na albumach "Lemuria" i "Sirius B" - na zatrudnienie całej orkiestry. Wspomniane krążki rozpoczęły nowy okres w karierze Therion - zespół znów nabrał wiatru w żagle i zaczął przemycać do swojej muzyki świeże, ciekawe pomysły. "Gothic Kaballah", najnowsze dzieło formacji, zdaje się potwierdzać tę teorię - Szwedzi ponownie proponują słuchaczom sporą dawkę (album został wydany na dwóch krążkach) interesującej muzyki z pogranicza metalu i klasyki.
O "Gothic Kaballah", płycie opowiadającej o życiu Johannesa Bureusa, jednej z najbarwniejszych osobistości w historii Szwecji, i o dwudziestu latach istnienia Therion, opowiedział lider grupy, gitarzysta Christofer Johnsson.
Therion będzie świętował swoje dwudziestolecie. Który moment kariery jest dla Ciebie najważniejszy?
Myślę, że 9 grudnia [2006 r. - red.], kiedy udało nam się zagrać koncert z orkiestrą i chórem. Spełniło się moje największe muzyczne marzenie. Ważny był też album "Theli", pierwszy z dużych sukcesów, jakie udało się nam osiągnąć. To był punkt zwrotny w naszej karierze. Przed wydaniem "Theli" wszystko było dla nas trudne - nikt nie chciał zorganizować trasy, wiecznie nie było pieniędzy itp. Po premierze tego albumu kłopoty zniknęły i zaczęliśmy utrzymywać się z grania muzyki. "Theli" jest dla mnie wyjątkowym krążkiem.
Wspomniałeś o koncercie z orkiestrą. Dlaczego zdecydowaliście się zagrać właśnie w Bukareszcie?
Można powiedzieć, że to Bukareszt wybrał nas. Mieliśmy mnóstwo innych ofert, lecz szwankowały albo fundusze, albo organizacja. Zdarzało się, że były pieniądze, ale organizator nie potrafił zachować się profesjonalnie. Myślę, że postąpiliśmy rozsądnie, odrzucając kilka propozycji. To dotyczy przede wszystkim Ameryki Łacińskiej, gdzie Therion cieszy się dużym uznaniem, jednak zagranie takiego koncertu właśnie tam oznaczałoby dla nas jakiś koszmar. Biorąc pod uwagę, ile problemów napotykaliśmy podczas zwykłych występów, nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. Najlepsze byłoby w tym przypadku podejście typowo niemieckie [śmiech]. W Szwajcarii na przykład wszystko za każdym razem działa tak jak powinno. Wracając do Bukaresztu - oni mieli pieniądze i odpowiednie podejście do organizacji. Mam nadzieję, że da to do myślenia innym promotorom. Fajnie byłoby zrobić coś takiego w Polsce, i teraz, bogatszy o doświadczenie w tej dziedzinie, myślę, że są na to większe szanse.
Czy jesteś zadowolony z tego występu?
Cieszę się, że do niego w ogóle doszło. Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, przez co przeszedłem, próbując to zorganizować. Na dwie godziny przed koncertem prawie padło zasilanie. Ekipa telewizji rumuńskiej źle podłączyła swój sprzęt i o mały włos nie doszło do awarii. Dzień wcześniej mieliśmy zagrać cały set w ramach próby przed właściwym wydarzeniem, lecz ze względu na problemy techniczne okazało się to niemożliwe. Jestem trochę sceptyczny w ocenie koncertu. Jedni mówią, że był dobry, inni - że bardzo dobry. Obejrzeliśmy zapis koncertu i rzeczywiście, niektóre fragmenty były niezłe, inne świetne, choć mieliśmy też sporo wpadek. Dla mnie jednak najbardziej liczy się fakt, że udało się to zorganizować.
Koncert był elementem akcji charytatywnej. Czy miałeś wcześniej coś wspólnego z taką formą działalności?
Nie, to był pierwszy raz, choć zawsze byliśmy otwarci na tego typu sprawy. Ci ludzie robią coś wspaniałego i cieszę się z naszego udziału w ich akcji. Chodziło przede wszystkim o promocję medycyny alternatywnej. Przemysł farmaceutyczny pod wieloma względami przypomina przemysł paliwowy - ludzie są przede wszystkim nastawieni na zysk. Medycynę alternatywną można porównać do starań ludzi, którzy próbują budować samochody na prąd. Osoby związane z działalnością charytatywną w Rumunii, oprócz działań na rzecz potrzebujących pomocy, mają specyficzną filozofię życiową, co jest bardzo ważne.
W całe przedsięwzięcie był też zaangażowany jeden z Twoich ulubionych muzyków, Uli Jon Roth.
Uli został zaproszony jako gość specjalny i mówił o tym, jakie związki może mieć muzyka z medycyną. Wypowiadał się też o łączeniu muzyki rockowej z klasyczną, co posłużyło jako swego rodzaju wprowadzenie do naszego koncertu. Zaprosiliśmy go na występ, żeby zobaczył, jak my to robimy. Jako muzyk Uli jest dla mnie kimś szczególnym. Rozmawialiśmy nawet o tym, aby w przyszłości nagrać coś razem. Byłoby ciekawie.
Przejdźmy do nowej płyty Therion, "Gothic Kaballah". Ma ona dosyć skomplikowaną historię powstania. Czy tworząc muzykę, kierujesz się impulsem?
Tak. Nigdy niczego nie planuję. Zawsze robię to, na co mam ochotę, a później żyję nadzieją, że wyjdą z tego dobre rzeczy. Therion zawsze tak pracował, może z paroma wyjątkami, jak np. "Theli" - marzyłem o nagraniu takiej płyty, ale długo nie mieliśmy funduszy na jej nagranie. Od tego czasu starałem się już nie planować niczego na przyszłość. Po prostu pisałem piosenki i jeżeli mi się podobały, to je nagrywałem. W jednej chwili wybierałem dany kierunek i reszta powstawała całkiem naturalnie. Często pytają mnie, skąd wiedziałem, co chcę osiągnąć na danym albumie. Zazwyczaj odpowiadam, że nie myślałem o tym.
Czy taki sposób pracy jest dla Ciebie wygodniejszy?
Na pewno jest ciekawszy. Wolę nie wiedzieć co będzie widać po wyjściu na wzgórze. Gdyby przed wydaniem "Secret Of The Runes" ktoś zaproponował mi nagranie albumu ze szwedzkimi tekstami i zainspirowanego szwedzką muzyką folkową, pewnie odpowiedziałbym, że to nie pasuje do Therion. Później, jak wiesz, nagrałem właśnie taką płytę [śmiech]. Nauczyłem się niczego nie planować, a już na pewno nie mówić o tym w wywiadach. Gdybym chciał zadowolić swoją publiczność, to powstałaby bardzo schizofreniczna płyta. Wiesz, jak to jest - niektórzy uznają nowy album za najgorszy krążek Therion. Inni będą utrzymywać, że to nasze najlepsze dzieło. Nie da się pogodzić najbardziej skrajnych partii w parlamencie. Nie ma rozwiązania, które zadowoli każdego. Należy robić to, co uważa się za słuszne. Wspaniale, jeżeli komuś się to spodoba. Jeżeli nie, nie należy się tym przejmować. Nie mam pojęcia, jak będzie z naszą nową płytą. Sądząc po wypowiedziach ludzi, którzy nielegalnie ściągnęli ją z internetu, opinie są skrajne - od ocen miażdżących po zachwycające. Z drugiej strony, zawsze po premierze albumu Therion spotykam się z okropnymi narzekaniami. Tak było również w przypadku "Theli". Oczywiście internet nie był wtedy aż tak rozwinięty, ale ludzie mówili mi, że nie tego się po zespole spodziewali. Kilka lat później, kiedy wydaliśmy "Vovin", fani narzekali, że w ogóle nie przypomina "Theli". Po dwóch latach okazało się, że to klasyczna pozycja w dyskografii Therion [śmiech]. Tak zdarza się za każdym razem, więc przygotowałem sobie listę rzeczy, które mogą się nie spodobać ludziom, i jak dotąd 75% się zgadza.
Jakie punkty znalazły się na tej liście?
Nie ujawnię tego do momentu, aż album trafi do sklepów i usłyszę je wszystkie [śmiech]. Pozostało jeszcze 25% do narzekania.
"Gothic Kaballah", podobnie jak poprzedni album, ma się ukazać na dwóch płytach…
Nagraliśmy piętnaście piosenek i mieliśmy wybrać jedenaście, a resztę wykorzystać później jako bonusy. Po zakończeniu nagrań nie mogliśmy się jednak zdecydować, które utwory teraz wykluczyć i postanowiliśmy, że zostaną wszystkie. Dzięki temu nikt nie mógł jęczeć, że coś mu nie pasuje [śmiech].
Czy miałeś jakieś problemy z nagraniem albumu - pomimo tak rozbudowanego materiału sprawia on wrażenie logicznej całości?
Nie sądzę, aby można było odbierać tę płytę jako realizację jakiegoś jednego konceptu. "Gothic Kaballah" nie był pisany tak jak opera, gdzie najpierw powstają teksty, a później warstwa muzyczna. My robimy odwrotnie - pierwsza powstaje muzyka, a następnie zastanawiamy się, jakie tytuły będą pasowały i który tekst można wykorzystać w danym utworze. Najpierw wybieram tytuł, a dopiero potem myślę o tym, o czym ma opowiadać tekst. Muzyka jest bardzo zróżnicowana i staram się tym za bardzo nie przejmować.
Dlaczego zdecydowaliście się otworzyć i zamknąć "Gothic Kaballah" kawałkami, które zostały napisane z myślą o innej płycie?
To czysty przypadek. Wybór "Adulruna Rediviva" na sam koniec wydaje mi się dosyć naturalny, bo to najdłuższa piosenka na całym albumie. Dziwnie wyglądałoby, gdyby tak długa kompozycja znalazła się na samym początku, a po niej pojawiłyby się inne kawałki. Zwłaszcza że "Adulruna Rediviva" ma odpowiedni nastrój na sam koniec płyty. Poza tym traktuję ją jako bramę, która ma wprowadzić słuchacza w nastrój kolejnego krążka. A na utwór otwierający "Gothic Kaballah" nie miałem innego pomysłu - uważam, że ten wybrany pasuje najlepiej.
Co Cię tak bardzo zainteresowało w historii Johannesa Bureusa, że zdecydowałeś się poświęcić mu cała płytę?
Wszystko [śmiech]. Był jedną z najważniejszych postaci w historii Szwecji - mentorem naszego największego króla, miał też spory wpływ na przebieg wojny trzydziestoletniej. Jest również autorem pierwszego w historii ludzkości przewodnika po runach oraz ojcem współczesnej szwedzkiej gramatyki; mówił siedmioma językami - oprócz szwedzkiego znał m.in. łacinę, grekę, chiński, niemiecki. Bureus jako pierwszy podjął się opisania kamieni runicznych. Nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł. On nadał im nazwy i wyjaśnił, co oznaczają. Do dzisiejszych czasów ponad 40% istniejących opisów kamieni jest autorstwa Bureusa. To był jeden z najbardziej inteligentnych ludzi, jacy żyli w Szwecji.
Czy widzisz jakieś podobieństwa między nim a Rasputinem?
Nie. Rasputin nie miał bezpośredniego wpływu na rodzinę królewską. Nie był też uznawany za oficjalnego członka dworu. Bureus zajmował bardzo ważną pozycję na dworze, i każdy o tym wiedział, a kiedy oskarżono go o herezję, monarcha mu pomógł. Nie można go porównywać z tak zręcznym manipulatorem, jak Rasputin. Co ciekawe, przed śmiercią Bureus powiedział, że wszystkie jego dokonania są niczym wobec koncepcji spirytystycznych, które stworzył. To interesujące, bo te koncepcje należały do bardzo kontrowersyjnych i m.in. z ich powodu oskarżono go o herezję. Gdyby nie król, Bureus na pewno spłonąłby na stosie. Połączenie kabały z systemem runicznym, kiedy kabała sama w sobie wzbudzała sporo kontrowersji, było bardzo odważne. Ja uważam to za genialny pomysł, a gdyby jego autorem był ktoś mniej znany, to pewnie nikt by się tym nie zainteresował. Jestem pewien, że warto było opisać historię Bureusa.
Przyznam, że gdybym nie poznał jego historii, połączenie kabały z runami wydawałoby mi się trochę niezwykłe.
Ludzie zazwyczaj traktują kabałę jako coś typowo żydowskiego, podczas gdy jej źródeł należy dopatrywać się jeszcze w kulturze helleńskiej. Kabała przeszła bardzo długą drogę. Teraz ma różne formy - kabała chrześcijańska, jej wschodnia i magiczna odmiana, oraz kabała hermetyczna. W większości zachowują one tradycyjną hebrajską terminologię, lecz pod wieloma względami znacznie się od siebie różnią. Osobiście nie interesują mnie rzeczy związane z wyznaniami, bo nie jestem religijny. Na gotycką kabałę patrzę przede wszystkim pod kątem postępu i rozwoju różnych jej dziedzin. Sam nie mam problemów z mieszaniem różnych tradycji, także muzycznych w Therion.
Co sądzisz o rosnącej popularności kabały wśród gwiazd popu?
Wydaje mi się, że kiedy ktoś zdobywa ogromną popularność, to nie może dalej wieść normalnego życia i stara się nadać wszystkiemu jakiś głębszy sens. Popatrz na Beatlesów - z normalnych chłopców zamienili się w gwiazdy, które nie mogły wyjść do pubu na piwo, ani zwyczajnie spotkać się z kolegami. Jedni znajdują narkotyki, inni religię, a jeszcze inni obie te rzeczy. Ludzie starają się odszukać coś, co zastąpi im utracone wartości. Madonna i jej zamiłowanie do kabały w ogóle mnie nie obchodzą. Może sobie robić, na co tylko ma ochotę. Jeszcze jedno odnośnie tytułu - nie da się go przetłumaczyć dosłownie ze szwedzkiego. "Gothic" w oficjalnym tłumaczeniu nie ma nic wspólnego z tym, co ludzie obecnie uważają za "gotyckie". Angielska wersja jest właśnie taka i nawet świadomie zdecydowałem się ją wykorzystać. Ludzie pewnie pomyślą sobie: "cholera, wzięli na tytuł dwa najmodniejsze obecnie słowa" [śmiech]. Jednak w rzeczywistości opisaliśmy jeden z najmroczniejszych systemów ezoterycznych, jakie istnieją [śmiech]. Czerpię z tego jakąś perwersyjną przyjemność.
Powróćmy do sesji nagraniowej - przy okazji poprzedniej płyty Therion pracowałeś z ogromną liczbą muzyków. Jak wyglądało to w przypadku "Gothic Kaballah"?
Owszem, pracowało nad nią sporo osób, ale nie tak dużo, jak poprzednio. Nie mam zielonego pojęcia, ile osób pojawiło się w studiu. Nigdy wcześniej tego nie liczyłem i nie mam zamiaru. Poprzednim razem wytwórnia wykorzystała statystyki jako chwyt marketingowy.
Czy masz problemy z utrzymaniem tylu ludzi w ryzach?
Nie, ale zabiera to sporo czasu. Dlatego płyty Therion ukazują się tak rzadko.
Czy to Ty jesteś odpowiedzialny za wybór muzyków?
Zazwyczaj tak, ale tym razem człowiek, który grał na flecie, został polecony przez perkusistę. Wybieramy ludzi, którzy są najbardziej odpowiedni do danej roli. Do tej pory pozostali członkowie zespołu nie przejawiali zbyt dużego zainteresowania tą kwestią. Inaczej sprawa się ma z Petterem, nowym perkusistą Therion - on chce mieć wpływ na wybór ludzi, którzy pojawią się na płycie. To był jego pomysł, by zaprosić Snowy'ego Shawa. Snowy'ego znałem wcześniej przede wszystkim jako perkusistę, choć wiedziałem, że śpiewa w zespole Notre Dame. Coś słyszałem, ale nie na tyle, by o tym pamiętać. Wielu ludzi uważa, że najlepiej wychodzi mu teatralne śpiewanie, charakterystyczne dla Notre Dame, lecz okazało się, że dużo lepiej radzi sobie, robiąc wokale w stylu Uriah Heep. To jego najmocniejsza strona.
W tym roku zagracie dwa koncerty w Polsce. Jeden z nich ma być nagrywany z myślą o DVD.
Tak, występ w Warszawie będzie rejestrowany. Z okazji tej trasy przygotowaliśmy specjalną scenografię, która jest sporych rozmiarów i pewnie będziemy musieli ją przetransportować specjalną ciężarówką. Poza tym na koncercie pojawią się nowi wokaliści, więc nie byłoby zbyt mądre z naszej strony, gdybyśmy tego nie nagrali. W Polsce mamy taki problem, że brakuje sal, które byłyby dla nas odpowiednie - macie ogromne stadiony i małe kluby. Dla mnie zagranie w takim klubie nie jest żadnym problemem - to bardzo miłe, gdy publiczność znajduje się tuż przed tobą, ale z tą scenografią nie byłoby to dobrym rozwiązaniem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Maciej Stankiewicz, 12 I 2007
Wywiad pochodzi z http://muzyka.onet.pl/10175,1384763,wywiady.html
Opublikowano za zgodą Łukasza Wawro
Product manager serwisu muzyka (dzięki!)