Theli
Metal i klasyka... Co może powstać z połączenia tych dwóch, na pozór tak odległych od siebie, dziedzin sztuki? Na pewno coś niezwykłego, intrygującego, urzekającego... Niektórzy pewnie nigdy nie uwierzą, że te dwa gatunki muzyczne znakomicie się uzupełniają, że w ogóle taka mieszanka jest możliwa. Istnieją jednak ludzie, których natura obdarzyła szeroką wyobraźnią, ludzie, którzy kochają wyzwania. Jedni z nich ukrywają się pod szyldem Therion.
Ten zespół właściwie od samego początku tworzył coś swojego, coś czego nie można było znaleźć u innych wykonawców. Każda kolejna płyta coraz mocniej podkreślała muzyczny indywidualizm, obalając przy tym sztywne schematy i stereotypy. Metal śmiało romansował z klawiszowymi wstawkami, elementami muzyki poważnej, orientalnymi wpływami. Do tego teksty w starożytnych językach... Rozwój tej formacji był zaskakujący. To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się na "Theli". To właśnie na tej płycie po raz pierwszy tak odważnie wykorzystano prawdziwy chór. I nie jest to mały epizod. Wręcz przeciwnie - spełnia on tę samą funkcję, co gitary. Nie dominuje, nie jest tłem, a fantastycznie uzupełnia muzyczne pejzaże malowane przez Christoffera Johnssona. Na tym albumie nie ma wpływów jakiejkolwiek muzyki i jest ich jednocześnie nadmiar. Bledną wszelkie porównania wobec symfonii, która potrafi opleść aż poczujesz ból... ale ból to przyjemny, fascynujący. Tak, jak fascynująca jest opowieść o nieznanym, lecz wskrzeszonym ... Metalowy podkład, "przybrudzone" brzmienie gitar, drapieżny wokal Johnssona... a z drugiej strony rozmarzone melodie, delikatne klawisze, potężny chór, duch symfonii... I niesamowite instrumentalne pejzaże, które prowadzą przez mroczne labirynty ezoterycznego świata. Do tego ten patetyczny klimat ... Nie da się ukryć, że "Theli" to album przełomowy w dziejach ciężkiego uderzenia. A może nawet w dziejach muzyki klasycznej...? Bo czy taki "The Siren of Woods" oprawić można metalowymi ramami? To burza dźwięków, muzyczny huragan, genialna symfonia pełna orientalnych motywów, chóralnych, brzmiących wręcz operowo śpiewów, transowych dźwięków... Całość jest zamkniętym pomysłem rojącym się od przeróżnych smaczków, typowych zarówno dla metalu jak i muzyki klasycznej, operowej, średniowiecznej. Oprócz zespołu na płycie wystąpili Dan Swanö (m.in. Edge of Sanity, Pan Thy Monium) - jego gościnne wokale nadają muzyce lekko gotyckiego posmaku, dwa chóry, orkiestra symfoniczna i śpiewacy - pewnie bardziej operowi niż rockowi. Z takiego połączenia mogło powstać tylko jedno - arcydzieło.
"Theli" do dziś przez wielu uważany jest za najdojrzalszy, najgenialniejszy album w dyskografii Therion. I rzeczywiście trudno się z taką opinią nie zgodzić. Metal i klasyka mają więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. Dowodu nie trzeba długo szukać...
-